Nie za duża, zgrabna integra lampowa o całkiem wysokiej mocy, która pozwala napędzić niemal dowolne kolumny, plus możliwość stosowania różnych lamp mocy, a wszystko to za nie aż tak duże pieniądze – da się? Twórcy Audio Hungary Qualiton A75 obiecują, że i owszem. Sprawdźmy.
Wstęp
Od kilku lat Łukasz Lewandowski, szef i główny konstruktor marki hORNS (test modelu Mummy znajdziesz TU) produkującej w Lublinie znane i doceniane już w wielu krajach świata kolumny tubowe, współpracuje z węgierską marką Audio Hungary. Mogę się mylić, ale w końcu anegdoty nie muszą być w 100% wierne prawdzie, ale początki owej współpracy były nieco przypadkowe. Wszystko zaczęło się w Monachium w czasie wystawy High End, gdzie Łukasz gnany pilną potrzebą (dokładnych okoliczności nie pomnę) zawitał na stoisko Węgrów i wrócił do swojego pokoju z ich przedwzmacniaczem lampowym pod pachą.
Przedwzmacniacz zagrał w czasie wystawy z resztą systemu przygotowanego przez hORNS i to na tyle dobrze, że wrócił z Łukaszem do Lublina. Od tego czasu już wiele razy na wystawach można było zobaczyć produkty Audio Hungary w systemach firmy hORNS, zwykle wspartych znanymi naszym Czytelnikom kablami David Laboga Custom Audio. Jak mi powiedział Łukasz, na przestrzeni tych kilku lat przez jego system przewinęło się już kilka węgierskich urządzeń i każde oferowało nie tylko wysokiej klasy, ale i pasujące jemu osobiście i, co nie powinno już dziwić, jego kolumnom, brzmienie. A wszystko to przy, relatywnie rzecz jasna, atrakcyjnych cenach. Polak, Węgier, dwa bratanki, jak mówi stare przysłowie, więc udany mariaż lampowej elektroniki Audio Hungary z kolumnami hORNS doprowadził do nawiązania stałej współpracy, która rozwija się w najlepsze, a Łukasz pełni obecnie rolę reprezentanta marki na polskim rynku.
Zanim przejdę dalej, warto dodać kilka słów o węgierskiej firmie, jako że, jak można wyczytać na ich stronie, to przedsiębiorstwo z wielkimi tradycjami. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 40-tych ubiegłego wieku gdy założona została firma Rafilm National Radio and Film związana z przemysłem radiowym i filmowym, która po kilku kolejnych przekształceniach, przejęciach i wykupach od 2015 znana jest pod nazwą Audio Hungary. Ta istniejąca do dziś marka wykupiła innego ze spadkobierców owej pierwszej firmy, a mianowicie znanego w wielu krajach świata Univoxa. Po przejęciu, nowi właściciele zmienili jednakże profil firmy z producenta systemów nagłośnień na dostawcę domowych urządzeń audio. Te ostatnie, co zapewne jest już jasne, korzystają z dobrodziejstw lamp elektronowych, a firma skupia się na wzmacnianiu sygnału audio oferując wzmacniacze i przedwzmacniacze.
Dziś oferta Audio Hungary podzielona jest na dwie serie – Qualiton Classic i Qualiton A-Series. Ta pierwsza składa się z trzech produktów – przedwzmacniacza liniowego C200, końcówki mocy P200 oraz integry X200. Do testu dostałem natomiast najmocniejszego przedstawiciela serii Qualiton A, integrę A75. Oprócz niej w tej serii znaleźć można jeszcze dwa kolejne wzmacniacze zintegrowane – A20i i A35, przedwzmacniacz gramofonowy Phono Preamplifier, oraz transformator dopasowujący (step up) MC Transformer. Pomimo młodego wieku, firma ma już kilkunastu dystrybutorów zarówno w Europie, Azji, jak i obu Amerykach. Fakt ten sugeruje, że jej produkty musiały zostać docenione przez różnych klientów, także na wysoce wymagających rynkach – bez tego nie ma zainteresowania dystrybutorów. Dla mnie, oprócz rekomendacji Łukasza, był to dodatkowy argument za tym, by w końcu zapoznać się bliżej z choć jednym produktem Audio Hungary.
I tak oto Łukasz Lewandowski zadzwonił do mnie kilka tygodni po ostatnim Audio Video Show w Warszawie, którego z powodów zdrowotnych po raz pierwszy w życiu nie odwiedziłem, i zaproponował, że przywiezie mi do testu swój ulubiony wzmacniacz węgierskiej marki, czyli Qualiton A75. Mówiąc szczerze nie kojarzyłem jaki to konkretnie model, na jakich oparto go lampach, ale ponieważ mi także za każdym razem podobało się brzmienie w pokojach wystawowych hORNS, plus, jak wiadomo, jestem wielkim fanem wzmacniaczy lampowych, od razu, w ciemno, się zgodziłem.
Kilka dni później szef hORNS osobiście przytargał do mnie wzmacniacz. Ten, choć gabarytami nie jest jakoś szczególnie wielki, swoje waży, jak właściwie każda dobra lampa, dodam. Wzmacniacz na początku wziął udział w odsłuchach na potrzeby innej recenzji, kolumn Joseph Audio Pulsar 2 Graphene (recenzję można znaleźć TU), a dopiero potem posłuchałem go z własnymi kolumnami. Od początku zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie świetnie zgrywając się z amerykańskimi podstawkowcami, ale ocenę właściwą zostawiłem sobie na późniejsze sesje odsłuchowe z doskonale mi znanymi MACHami 4 i Ubiqami Model One. Zanim przejdę do wrażeń odsłuchowych, poniżej znajdziecie Państwo kilka słów o samym wzmacniaczu.
Budowa i cechy
Forma lampowego wzmacniacza zintegrowanego Audio Hungary Qualiton A75 jest dość prosta, wręcz skromna. Niczym pierwsze Fordy jest on bowiem cały czarny. Czarna jest prawie kwadratowa (prawie, bo jej głębokość jest nieco większa niż szerokość), całkiem wysoka (z osłoną lamp to 25 cm) obudowa, ale także zdejmowana osłona lamp, osłona transformatorów, pojedyncza gałka na froncie, a nawet nóżki. Biały jest jedynie niewielki napis Qualiton (widzicie Państwo grę słów, czy nawet obietnicę zawartą w nazwie? – Quali i ton, czyli, zapewne, dobry dźwięk) umieszczony na płycie czołowej oraz kropka na pokrętle regulacji głośności wskazująca jej bieżące położenie. Wyposażenie frontu uzupełnia, a jakże, czarny przycisk, którym wybieramy aktywne wejście. Obok niego w rzędzie umieszczono cztery diody (odpowiadające 4 wejściom analogowym). Wybrane wejście sygnalizowane jest białym podświetleniem, pozostałe czerwonym.
Proszę zauważyć, iż diody odpowiadające wejściom nie są opisane, a ich układ jest… odwrotny w stosunku do układu faktycznych wejść znajdujących się na tylnej ściance (tzn. gdy na wzmacniacz patrzymy od frontu to po lewej stronie jest dioda odpowiadająca wejściu XLR, które, ciągle patrząc od frontu, znajduje się najbardziej po prawej stronie, choć patrząc od tyłu jest po lewej, więc logiki w takim układzie można się dopatrzeć). To żaden problem, zwłaszcza że obsługę (wybór wejścia, poziomu głośności i funkcję „mute”) można wykonywać z pomocą ładnego pilota, ale trzeba się do tego po prostu przyzwyczaić. Na tylnej ściance umieszczono wspomniane 4 wejścia analogowe, z których jedno wyposażono w gniazda XLR (acz nie jest to układ symetryczny, więc XLRy są tam jedynie dla wygody niektórych użytkowników), a pozostałe w RCA. Obok nich znajdują się solidne gniazda głośnikowe z osobnymi odczepami dla kolumn 8 i 4 Ω. Zestaw uzupełnia standardowe gniazdo zasilające IEC.
Włącznik urządzenia umieszczono nieco nietypowo, jako że nie z tyłu, a na lewej (patrząc od frontu) bocznej ściance blisko jej tylnej krawędzi. Po włączeniu urządzenie potrzebuje chwili zanim jest gotowe do pracy, z czego wnoszę, że zapewne zastosowano jakiś układ opóźniający start, którego zadaniem jest przedłużenie żywotności lamp. Zestaw tych ostatnich obejmuje cztery sztuki 12AT7 (ECC81) i dwie 12AX7 (ECC83) w stopniu wstępnym i sterującym oraz cztery sztuki lamp mocy z rodziny KT pracujących w stopniu wyjściowym. Jak podaje producent, w tym ostatnim można zastosować kwadrę (po dwie lampy na kanał) zarówno KT120, KT150, jak i KT170. By ułatwić życie użytkownikom, wzmacniacz wyposażono w układ automatycznego biasu, który dopasowuje prąd podkładu do wybranych lamp. Producent nie podaje informacji, jaką moc uzyskuje się z poszczególnymi lampami, a jedynie jedną wartość, czyli 2x75W. Przy lampach z rodziny KT pracujących w trybie push-pull oznacza to, że Qualiton A75 powinien sobie swobodnie poradzić z napędzeniem wielu, a nawet większości kolumn, może poza najbardziej wymagającymi.
Producent nie dzieli się właściwie żadnymi informacjami dotyczącymi budowy urządzenia, zastosowanych transformatorów, czy innych komponentów, a ja nie zabrałem się za jego rozkręcanie, więc opis zakończę jedynie stwierdzeniem, że urządzenia sprawia wrażenie solidnie wykonanego i porządnie wykończonego. Podobnie jak wielu producentów wysokiej klasy urządzeń lampowych, firma Audio Hungary nie zdecydowała się na zaoferowanie żadnych dodatkowych modułów do swojej integry. Na pokładzie nie ma więc ani DACa, ani streamera, ani przedwzmacniacza gramofonowego, których obecność jest wygodna dla użytkownika, ale komplikuje układ i potencjalnie wprowadza zakłócenia mogące mieć negatywny wpływ na brzmienie. Najlepsze wzmacniacze lampowe słyną z prostych układów skutkujących znakomitym dźwiękiem. Wygląda na to, że węgierska firma idzie tym samym śladem co giganci typu Kondo, Air Tight, Audio Tekne, itd. Z mojego punktu widzenia, chwała im za to, jako że zwiększa to szansę na uzyskanie wysokiej klasy dźwięku przy, raz jeszcze podkreślę relatywnie, atrakcyjnej cenie. Pozostało mi posłuchać, czy takie podejście i w tym przypadku dało dobre efekty.
Brzmienie
Zacznę od przypomnienia, że sprawdzając możliwości wzmacniacza Qualiton A75 wyposażonego w kwadrę lamp KT170 w zakresie umiejętności napędzania różnych kolumn łączyłem go zarówno z testowanymi w tym samym czasie Joseph Audio Pulsar 2 Graphene, jak i moimi Ubiqami Audio Model One Duelund Edition i GrandiNote MACH4. Węgierska integra poradziła sobie swobodnie z każdym z wymienionych modeli, acz większość odsłuchów zaliczanych do „krytycznych”, których wyniki stały się podstawą niniejszego testu, prowadziłem już skupiając się na zestawieniu z MACHami 4. Tak testuję wiele wzmacniaczy, zwłaszcza lampowych, bo to one najlepiej zgrywają się z włoskimi paczkami, a te z kolei zwykle pozwalają testowanej amplifikacji w pełni rozwinąć skrzydła niezależnie od tego, czy oferuje ona kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt watów mocy.
Mając za sobą sporo testów wzmacniaczy na lampach KT150 i KT170 oraz znając swoje kolumny słuchanie zacząłem od krążka Prince’a „Welcome 2 America”. To fajne, szybkie, funkowe granie, którego świetnie się słucha nawet jeśli teksty nie są specjalnie optymistyczne. Są i znakomite wokale, jest mocny, punktowy bas, energetyczna, szybka perkusja – słowem muzyka, przynajmniej z pozoru, nadająca się bardziej do testowania tranzystora niż lampy. Tymczasem Qualiton A75 zagrał ten krążek tak, że moje kończyny samowolnie, nieustannie wystukiwały rytm, a głowa kiwała się na boki. Świetny PRAT (tempo, rytm i timing) był tu ważny, ale równie istotną rolę odgrywał fakt, że szybki, mocny, całkiem nisko schodzący bas, nigdy nie był suchy, beznamiętny. Wręcz przeciwnie, wzmacniacz dbał o jego odpowiednie nasycenie, o odpowiednią temperaturę i barwę, o bardzo delikatną, ale zwiększającą naturalność brzmienia (i przyjemność odsłuchu) miękkość i mięsistość niskich tonów. Jednocześnie były one nasycone dużą dawką energii, a przy tym, co wcale nie jest sprzecznością w stosunku do naturalnej miękkości i mięsistości, pozostawały wystarczająco zwarte i szybkie, co przekładało się na wspomniany bardzo dobry PRAT.
Już na tym albumie słychać było, jak doskonale A75 łączy szybkość i energię grania z jego nasyceniem. Z jednej strony nie dało się niczego zarzucić czystości i transparentności tego grania, z drugiej wrażenie robiła „lampowa” gęstość i nasycenie. Duże, trójwymiarowe źródła pozorne kreowane były poprzez połączenie (nieprzesadnej, naturalnej) konturowości z świetnym wypełnieniem. Pierwszy plan pokazywany był blisko, ale bez wypychania go przed linię kolumn. To gęstość, nasycenie, dynamika i wysoka energia dźwięku sprawiały, że muzycy i wokaliści wydawali się bliscy i niemal namacalni, że tak łatwo było nawiązać z nimi i graną przez nich muzyką bliski kontakt, zaangażować się w dane wydarzenie muzyczne.
Nie był to poziom namacalności, czy obecności, jaki serwują najlepsze wzmacniacze typu SET, ale różnica nie była wcale aż taka duża, jak się spodziewałem, a wrażenie nadal wysoce przekonujące. Co więcej, w połączeniu z podstawkowymi Pulsarami 2 Graphene dźwięk integry Qualiton A75 całkowicie odrywał się od kolumn tworząc niemal pełną iluzję uczestnictwa w muzycznym spektaklu. Z moimi podłogówkami owo odrywanie się nie było już aż tak kompletne, ale wciąż wystarczające, by czasem zapomnieć, że to tylko odsłuch nagrania, a nie spotkanie z wykonawcami na żywo.
Ową naturalną miękkość, wspartą odpowiednią masą, wypełnieniem, dynamiką i pięknie oddaną barwą słychać było doskonale również z kontrabasem Christiana McBride’a słuchanego z koncertu jego tria nagranego w słynnym klubie Village Vanguard. Nie jest to nagranie zrealizowane tak, by było słychać każde przesunięcie palców po strunach, czy przypadkowe stuknięcie w pudło instrumentu, tudzież inne, około-muzyczne elementy, ale to właśnie pozwala bardziej skupić się na barwie, na płynności grania i na współbrzmieniu wszystkich instrumentów. W każdym z tych elementów, dodam na wszelki wypadek, Qualiton A75 pokazywał się z bardzo dobrej strony.
Fortepian Christiana Sandsa z tym wzmacniaczem także wydawał się brzmieć odrobinę miękko, ale przy tym bardzo płynnie i dźwięcznie, tyle że mniej „metalowo” niż to się zdarza na innych nagraniach. Nawet perkusja Ulyssesa Owensa Juniora prezentowana przez węgierski wzmacniacz kontynuowała ową (umowną) szkołę miękkości, czy raczej pewnej delikatności brzmienia, dzięki czemu całe trio tak doskonale ze sobą współbrzmiało. Nie przeszkadzało to mocniejszym uderzeniom w bębny i blachy zabrzmieć niemal eksplozywnie, gdy zachodziła taka potrzeba, co tylko potwierdzało uniwersalność testowanej integry i umiejętność oddania tego, co zapisano w nagraniu.
Proszę mnie bowiem dobrze zrozumieć – to jest taka właśnie realizacja! Mimo że nagrano ją na żywo w klubie, to brzmi trochę tak, jakby było to mocno wytłumione pomieszczenie. Dźwięku nie zbierano najwyraźniej blisko ustawionymi mikrofonami i stąd brak ekspozycji owych drobnych około-muzycznych szczegółów przy wysokiej klarowności dźwięku bogatego w czysto muzyczne szczegóły. W zależności od odtwarzających to nagranie systemów/komponentów, taki sposób realizacji bywa nieco zakłamywany. Niektóre, mocno dociążone w średnicy źródła/wzmacniacze sprawiają, że całość robi się ciut zbyt miękka, że traci swoją klarowność. Inne, te nieco zbyt jasne, dodają blachom perkusji, czy fortepianowi blasku, czy wręcz ostrości, których tu wcale nie ma. A75 pokazał, że nie jest wzmacniaczem narzucającym własny charakter nagraniom, ale raczej stara się możliwie wiernie oddać to, co w danym nagraniu faktycznie zapisano.
Odsłuch tego album zrobił więc na mnie równie wielkie wrażenie, jak wcześniej Prince’a, tyle że z nieco innych powodów. W obu przypadkach to co słyszałem miało klasę, jakość za sprawą bardzo dużej ilości informacji, co potwierdzało bardzo dobrą rozdzielczość i różnicowanie oferowane przez A75, i brzmiało bardzo naturalnie, płynnie i spójnie mimo, że to przecież kompletnie różne nagrania. Już na tym etapie odsłuchów Qualiton zasłużył więc na mój szacunek, a muzyki (bardziej niż dźwięku, czy nawet testowanego wzmacniacza) słuchałem z wielką przyjemnością i zaangażowaniem. W momentach kiedy wyłączałem analityczną część mózgu i dawałem się porwać muzyce, siedziałem z uśmiechem na twarzy, kiwając jedynie od czasu do czasu potakująco głową w uznaniu tego, co płynęło do mnie z głośników, a na playliście lądowało wiele albumów, których po prostu lubię słuchać, bo chciałem się przekonać jak zabrzmią z tym wzmacniaczem.
Wystarczyło więc sięgnąć po nieco innego typu realizację, choć także koncertową, tym razem zespoły Hadouk Trio, by usłyszeć pięknie dźwięczne, błyszczące, kipiące energią, bardzo dobrze różnicowane blachy perkusji, tudzież inne metalowe instrumenty perkusyjne. Jednocześnie, potwierdzając kolejny raz wysoką wierność nagraniom, Qualiton A75 sprawił, że duduk zabrzmiał tak, jak powinien, czyli ciepło i miękko. W tym nagraniu lepiej uchwycono również akustykę pomieszczenia, niewielki pogłos, wybrzmienia, a scenę wypełniało więcej powietrza, co bohater niniejszego testu przekonująco pokazał, choć przecież wcześniej na krążku McBride’a tych elementów prawie nie było. Potwierdziło to więc, że to przede wszystkim nagranie, a nie wzmacniacz, decyduje o tym co płynie z głośników.
Słuchając kolejnych ponadprzeciętnie przestrzennych realizacji, wsłuchiwałem się z ogromną przyjemnością (bo to aspekt nagrań, który bardzo lubię) w to, jak dobrze, jak przekonująco pokazana została duża przestrzeń. Tak było choćby na krążku Arne Domnerusa „Antiphone Blues”. Śledzenie dźwięków saksofonu i organów wędrujących po odległych ścianach kościoła, gdy tylko system potrafi to pokazać, zawsze jest wyjątkowym przeżyciem i nie inaczej było tym razem. Sprawia bowiem, że człowiek „widzi” przed sobą przestrzeń wielokrotnie większą niż pomieszczenie odsłuchowe. Wrażenie uczestnictwa w koncercie potęgowało było przez fakt, jak dobrze węgierski wzmacniacz przekazywał potęgę i charakter brzmienia organów, nawet jeśli te na tym krążku grają nie korzystając z pełnej mocy. Oczywiście najlepiej słychać to było w połączeniu z Ubiqami, które zeszły odpowiednio nisko, a 12-calowy woofer przepchał wystarczająco dużo powietrza, by niemal dało się poczuć ciśnienie akustyczne wytwarzane przez potężne piszczałki, ale z MACHami 4 też robiło spore wrażenie. Brzmienie saksofonu, czyste, nasycone, pełne powietrza, z kolei podkreślało bardzo dobre różnicowanie, czyli kolejną z licznych zalet A75.
Do wokali, które tak dobrze wypadły choćby na wspominanym krążku Prince’a, wróciłem wraz z całą serią rockowych i bluesowych albumów, które zostawiłem sobie na koniec odsłuchów Qualitona A75. A skupiłem się na nich, bo z jednej strony wiele osób twierdzi, że do rocka to tylko tranzystor, a z drugiej, z doświadczenia wiem, jak doskonale potrafią taką muzykę zagrać dobre lampy. Rzecz w tym, że przecież i w tej muzyce kluczem do sukcesu jest średnica. Wspomniane wokale, ale i gitary elektryczne, czasem syntezatory – większość dźwięków przez nie reprodukowanych mieści się właśnie w zakresie tonów średnich. Węgierska integra, choć to przecież nie jest SET, nasycała i wypełniała barwną, płynną średnicę lepiej niż większość konkurentów opartych na krzemie. Dzięki temu gitary Slasha, Joe Perry, Angus Younga, czy Steve Raya Vaughana miały odpowiednie „mięcho”, miały moc, energię, a gdy przychodziło do solówek, Qualiton A75 grał je w absolutnie swobodny, precyzyjny, a chwilami wręcz porywający sposób.
Nie inaczej rzecz się miała z wokalami. Mocne, charyzmatyczne, odpowiednio „chropowate” (w końcu większość rockowych i bluesowych taka właśnie jest) i świetnie różnicowane przyciągały uwagę, zapraszały do wspólnego śpiewania, sprawiały, że trudno mi się było oderwać od słuchania, więc odsłuch wybranego do testu kawałka zwykle i tak kończył się odtworzeniem całego albumu. Węgierski wzmacniacz, podobnie jak w przypadku każdego innego gatunku muzycznego, świetnie łączył wszystkie te elementy w spójną, przyjazną dla ucha pomimo niedoskonałości technicznych większości takich nagrań, całość.
Tak, mimo wysokiej wierności, propozycja Qualitona nie jest bezwzględnym oprawcą odtwarzanych nagrań. Potrafi wybaczyć pomniejsze problemy, czy niechlujności realizacji skupiając się w większym stopniu na muzyce i związanych z nią emocjach. Dzięki temu tak łatwo angażuje słuchacza i daje tak ogromną frajdę nawet, gdy słucha się nieaudiofilskich realizacji. Ujmując rzecz krótko – wbrew stereotypom, dobra lampa, a taką okazał się testowany Qualiton A75, jest doskonałym rozwiązaniem nie tylko do jazzu, wokali i małych składów, ale także do muzyki rockowej i bluesa.
Podsumowanie
Było to moje pierwsze spotkanie we własnym systemie z produktem marki Qualiton. Choć wystawy audio nie dają podstaw do rzetelnej oceny prezentowanych urządzeń, często są wskazówką, sugestią by danym produktem bądź marką się zainteresować. Jak wspomniałem wcześniej, każda z prezentacji kolumn hORNS wspartych amplifikacją węgierskiej marki była (jak na warunki wystawowe) udana, a czasem nawet bardzo udana. Kilka tygodni spędzonych z integrą Qualiton A75 we własnym systemie, z kilkoma źródłami bardzo wysokiej klasy i znacząco różniącymi się od siebie parami kolumn potwierdziło, że to świetne, wszechstronne urządzenie lampowe, które łamie wiele stereotypów i zmienia słuchanie muzyki w coś więcej, w autentyczne, emocjonalne przeżycie.
Świetna, gęsta, płynna średnica – tak! Znakomite wokale, bardzo dobra rozdzielczość, mnóstwo informacji podanych w nienachalny, spójny sposób – tak! Ponadprzeciętna przestrzenność, umiejętność kreowania wrażenia obecności wykonawców – tak! Czysta, otwarta, pełna powietrza górna część pasma – tak! Delikatnie miękki, barwny, dobrze różnicowany bas – tak! Tyle że, niejako wbrew stereotypom, wszystko to uzupełnione jest wysoką energią grania, bardzo dobrym PRATem, w średnicy jest wystarczająco dużo pazura by świetnie wypały nie tylko jazzowe, ale także rockowe, czy bluesowe wokale, by nie dało się oderwać od popisów najlepszych gitarzystów. A dół pasma, może i jest delikatnie zaokrąglony, ale nadal wystarczająco szybki, sprężysty i dobrze różnicowany by nie tylko popisy kontrabasistów, ale i gitarzystów basowych i perkusistów potrafiły podnieść temperaturę w pokoju.
Co równie ważne, moc Qualiton A75 wystarcza by napędzić wiele kolumn, nie tylko tych łatwych do napędzenia przeznaczonych do lamp. Niezależnie od ich doboru, poza ekstremalnymi konstrukcjami rzecz jasna, dostaniecie z tą integrą spójne, naturalne, ale i energetyczne, wysoce angażujące granie, które da Wam mnóstwo radochy z obcowania z muzyką. Moim zdaniem, o to właśnie chodzi w naszym hobby. Posłuchajcie sami – moim zdaniem naprawdę warto!
Ceny (w czasie recenzji):
- Qualiton A75 z lampami KT120: 6900 EUR
- Qualiton A75 z lampami KT170: 7200 EUR
Producent: AUDIO HUNGARY
Dystrybutor: hORNS
Specyfikacja techniczna (wg producenta):
- Moc: 2 x 75 W
- THD: < 0,1% (f = 1 kHz, nominalna moc)
- Pasmo przenoszenia: 25 Hz to 70 kHz (-3 dB, nominalna moc)
- Czułość wejścia XLR i RCA: 920 mV
- Ilość wejść: 3 x RCA, 1 x XLR
- Gain: +28.5 dB (RL = 8 Ohm)
- Impedancja wejściowa (XLR): 40 kΩ
- Impedancja wejściowa (RCA): 10 kΩ
- Wyjścia głośnikowe: 4 i 8 Ω
- S/N: > 100 dB (RL = 8 Ohm, nominalna moc)
- Maksymalne zużycie prądu: 620 W
- Zestaw lamp: 4 x KT120 (lub KT150, lub KT170); 4 x 12AT7; 2 x 12AX7
- Waga: 21 kg
- Wymiary: 35 x 42 x 22 cm
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific 2 + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Circle Labs M200
- Przedwzmacniacz: Circle Labs P300
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Bastanis Imperial x2, Soyaton Benchmark, Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Himalaya II XLR, David Laboga Expression Emerald USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet
- Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS, Alpine-line
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 i CIS-35