Bazodrut PhenOmen

by Marek Dyba / May 18, 2022

Od dobrych kilkunastu lat nasz rodzimy rynek audio nieustannie się rozwija. Wśród niemałej już grupy polskich producentów całkiem liczną grupę stanowią manufaktury wytwarzające kable. Jedną z tych, które są na rynku najdłużej, a jednocześnie pozostają nieco w cieniu jest marka o swojskiej nazwie Bazodrut. Testujemy kable z topowej serii, Bazodrut PhenOmen.

Wstęp

Rozmawiając z wieloma audiofilami właściwie z całej Polski potwierdziłem swoje podejrzenie – pana Wiesława, albo ‘Bazodruta’, zna większość z nich. Ja także miałem z nim kontakt dobrych kilkanaście już lat temu, chyba nawet zanim zacząłem pisać recenzje. Nie poznaliśmy się wówczas osobiście, jako że wraz z kolegą audiofilem, z którym odwiedziliśmy kilka zakątków Polski w poszukiwaniu oryginalnych produktów, uznaliśmy, że Lębork to jednak trochę za daleko. To były czasy, gdy na siatkę autostrad w naszym kraju składały się poniemiecka A4 i łódzki kawałek A1, będące zresztą autostradami głównie z nazwy. Poruszanie się po kraju samochodem było więc zdecydowanie większym wyzwaniem niż dziś.

Skąd wzięła się wspomniana rozpoznawalność Bazodruta? Otóż pan Wiesław nigdy nie przejmował się brakiem autostrad i od ponad 30 lat odwiedzał rodzimych miłośników dobrego brzmienia nawet w najdalszych zakątkach kraju, oferując swoje produkty, ale również i pomoc w optymalizacji konfiguracji już istniejących systemów. Przypomina mi w tym pana Kazuo Kiuchi z Harmonixa, który, acz nie tylko osobiście, ale i zdalnie, także od lat doradza klientom na całym świecie, w jaki sposób mogą udoskonalić brzmienie swoich systemów (stosując jego kable, urządzenia i elementy anty-wibracyjne).Pan Wiesław zarówno swoje usługi, jak i produkty, opiera na ogromnym doświadczeniu praktycznym. Nie dość, że sam jest miłośnikiem dobrego brzmienia od kilkudziesięciu lat, a przez jego system przewinęła się ogromna ilość urządzeń, to przecież także każda wizyta u potencjalnego klienta, czy po prostu osoby poszukującej sposobów ulepszenia brzmienia własnego systemu, to nowe doświadczenie, nowe urządzenia i konfiguracje i, de facto, możliwość wypróbowania w nich własnych produktów, usłyszenia ich wpływu. O ile podstawową wiedzę o audio można zdobyć z książek, to by osiągnąć sukces trzeba poprzeć ją licznymi doświadczeniami praktycznymi. Dodałbym, że także zachować otwarty umysł na rozwiązania nietypowe, czasem idące pod prąd, bo przecież liczy się to, co ostatecznie słyszymy z głośników, a nie teoretyczne założenia ograniczone do doskonałych parametrów. To właśnie przede wszystkim wszechstronne doświadczenie i wiedza zgromadzone na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat zaowocowały własnymi produktami pana Wiesława – kablami i kondycjonerami masy (Vitamin, Protein i Antenne), acz w ofercie Bazodruta znajdziecie Państwo także i serwer muzyczny.

Do zainicjowania tego testu rękę przyłożył także pan Wojtek Padjas, którego platformy All You Need testowałem ostatnio (zobacz TU), a który sam posłuchał produktów Bazodruta i uznał je za na tyle interesujące, by zasugerować ich zrecenzowanie. W wyniku rozmów z panem Wiesławem trafił do mnie zestaw kabli z topowej serii PhenOmen składający się z interkonektu analogowego w wersji RCA, kabla USB i kabla zasilającego. Ponieważ ja wolę testować możliwie najbardziej kompletne rozwiązania pochodzącego od jednego producenta, poprosiłem również o kabel głośnikowy do kompletu. Tak się złożyło, że w tym czasie pan Wiesław nie miał do dyspozycji ani jednej pary z tej serii, ale uznaliśmy, że w takim razie ten jeden element układanki będzie pochodził z serii, która jakiś czas temu, zanim ustąpiła miejsca PhenOmenowi, była topową, czyli Mystic.

Jak już wspomniałem, oprócz kabli Bazodrut oferuje również mi.in serwer muzyczny oraz zestaw akcesoriów przeznaczonych na potrzeby już dopracowanych (co nie znaczy, że koniecznie drogich) systemów, pomagających wydobyć z nich jeszcze odrobinę więcej, często nie do końca odkrytej, jakości. Mówię o kondycjonerach masy, temacie który w audio stał się nośny stosunkowo niedawno, a pan Wiesław oferuje je od dłuższego czasu. W związku z tym i one, niejako przy okazji, także do mnie trafiły pozwalając mi je wypróbować i napisać również o nich kilka słów.

Brzmienie

IC RCA PhenOmen

Odsłuchy zacząłem od wpięcia testowanej łączówki między LampizatOra Pacific a moją tranzystorową integrę w klasie A, GrandiNote Shinai, zamiennie z SETem 300B, Allnic Audio T-1500 MK II (test TU). W tym miejscu polski kabel wpinałem w obu przypadkach w miejsce mojego Hijiri Kiwami. I co? W większości przypadków po zamianie japońskiego interkonektu, moim zdaniem znakomitego i na dodatek doskonale wpasowującego się w mój gust, na jakikolwiek inny, niezależnie od półki cenowej, najpierw lekko się krzywię, a dopiero potem zaczynam szukać mocnych i słabych tego ostatniego. Tymczasem tak się złożyło, że w krótkich odstępach czasu trafiło do mnie kilka topowych modeli różnych producentów, którzy okazali się godnymi rywalami Hijiri.

Wśród nich, oprócz Bazodruta, pojawił się IC Benchmark Soyatonu oraz najdroższy w tym towarzystwie Bastanis Imperial. PhenOmen, postawiony przed trudnym zadaniem, już od pierwszych sekund grania mnie zaintrygował. Inne kable potrafią w niektórych aspektach brzmienia być lepsze od Kiwami, czasem nawet zrobić tą, czy inną cechą mocne pierwsze wrażenie, ale ten ostatni właściwie zawsze wychodzi na końcu obronną ręką w zakresie gęstości, płynności i spójności brzmienia, które przekładają się na wyjątkową muzykalność tego kabla. A to absolutnie podstawowa cecha brzmienia, której szukam w każdym z nich.

Gwoli jasności – doskonale wiem, że nie wszyscy tego szukają. Niektórzy chcą mieć możliwie najlepszy wgląd w głębsze warstwy muzyki, możliwość studiowania najdrobniejszych, perfekcyjnie zróżnicowanych detali, albo oczekują ‘po prostu’ żeby kabel był maksymalnie przeźroczysty, czyli by jego wpływ na brzmienie był minimalny. Te osoby Kiwami pewnie raczej nie kupią, ale nad PhenOmenem, jak się okazało, mogą się już zastanowić. To bowiem interkonekt, który naprawdę niewiele ustępuje Hijiri w zakresie najmocniejszych stron tego ostatniego, a jednocześnie daje jeszcze lepszy wgląd we wszystkie drobne informacje współtworzące pełny obraz muzyczny. Nie jest to kwestia rozdzielczości jako takiej – oba te kable oferują bardzo wysoki, niełatwy do przebicia poziom tejże. To właśnie kwestia różnicowania na poziomie mikro detali i mikro dynamiki, odrobinę mniejszej gęstości, ale za to, a może przez to, ciut większej przejrzystości i detaliczności, robi różnicę.

Bazodrut PhenOmen, jak pokazywały jasno kolejne odsłuchiwane płyty, to kabel, który prezentuje muzykę w poukładany, pozbawiony choćby grama nerwowości, spójny, otwarty sposób. Na początku, niejako dogrzewając go w moim systemie (choć otrzymałem w pełni wygrzaną parę), grałem sporo rocka. Słuchając kawałka Petera Gabriela „Across the River” nawet bardziej niż wokal mistrza, doceniłem szybkość, zwartość i sprężystość niskich tonów serwowanych przez perkusję. PhenOmen swobodnie prezentował szybkość, moc i rozmach tego grania, ani na moment jednakże nie doprowadzając do dominacji bębnów nad wokalem artysty.

By jeszcze lepiej przyjrzeć się możliwościom tego kabla w tym zakresie, jako następny album wybrałem „Drums dream” Czesława Bartkowskiego. Popisy naszego mistrza ‘garów’ wypadały znakomicie, także gdy w kawałku „Rozmowa z dzwonem” główną rolę zagrały średnie i wysokie tony, które zachwyciły mnie nie mniej, niż z Kiwami, a to naprawdę trudna sztuka. Polski kabel bowiem, podobnie jak japoński, zagrał je w bardzo otwarty, gładki, dociążony, wypełniony, ale również dźwięczny, a gdy trzeba było wręcz przeszywający sposób (bez popadania w niepożądaną ostrość). Znakomicie wysokie tony (i wyższą średnicę) również różnicował dowodząc, że nie ma mowy o ich zaokrąglaniu, czy wygładzaniu. Unikał przy tym ziarnistości, czy chropowatości, dbając o odpowiednią wagę każdego uderzenia pałeczki.

Cała, długa seria nagrań akustycznych potwierdziła kompletność i spójność prezentacji oferowanej przez interkonekt analogowy PhenOmen. O średnicę, kluczową właściwie w każdym rodzaju muzyki, ale w akustycznej nawet jeszcze bardziej, testowany kabel dbał z równą pieczołowitością, co o skraje pasma. Instrumenty grały więc w wyjątkowo nasycony, głęboki sposób zachwycając dokładnością i szlachetnością prezentacji barwy i faktury dźwięku każdego z nich. Im lepsze nagranie tym więcej drobnych detali, subtelności pojawiało się w dźwięku, zaprezentowanych z jednej strony pieczołowicie, precyzyjnie, z drugiej jakby od niechcenia, swobodnie, w sposób, który nie wymuszał skupiania się na nich. Podobnie rzecz się miała z dużymi (w przypadku większości nagrań), gęstymi wokalami. Tu sztuka polegała chyba nawet bardziej na oddaniu charakteru, charyzmy, nastroju danego artysty, niż ‘tylko’ samej barwy i faktury jej/jego głosu, choć i te były oczywiście bardzo ważnymi składnikami realizmu tego, co płynęło z głośników.

USB PhenOmen

Drugi w kolejce do odsłuchów czekał kabel USB. Na co dzień używam podstawowego modelu kabla tego typu innego polskiego producenta, Davida Labogi, a konkretnie modelu Expression Emerald (test TU). Pan David ma w ofercie dwa droższe (i lepsze) modele, ale na moje potrzeby (i możliwości finansowe) Emerald był optymalnym wyborem. Zabierając się za test Bazodruta (dotyczy to wszystkich kabli w testowanym zestawie) nie znałem jego ceny, ale po pierwsze to topowy model, a po drugie na stronie producenta można znaleźć ceny produktów z niższej serii Mystic. Jasne więc było, że PhenOmen to kabel wyraźnie droższy od Emeralda, a czy również wyraźnie lepszy? Testowany kabel łączył mój serwer muzyczny, a dokładnej jeden z portów topowej karty JCAT USB XE (test TU) zasilanej doskonałym, także polskim Ferrum Hypsos w wersji Signature (test TU) z wejściem LampizatOra Pacific.

Od początku, słuchając koncertu Ahmada Jamala „Live in Marciac” jasne dla mnie było, że dźwięk z PhenOmenem (w porównaniu do Emeralda) zmienił się podobnie, jak np. z topowym modelem Davida Labogi, Ruby (test TU). Dźwięk się bowiem wypełnił, zagęścił za sprawą jeszcze wyższej rozdzielczości połączonej z wyższą czystością i przejrzystością. Na pierwszy rzut oka wydaje się to być sprzecznością, ale uszy to potwierdzały – w dźwięku było więcej, a w każdym razie bardziej klarownie zaprezentowanych, drobnych informacji, smaczków, subtelności dotyczących brzmienia instrumentów i wokali, sposobu grania czy stylu muzyka, ale i akustyki pomieszczenia.

Co ciekawe, taka mała dygresja, zmianę kabli musiałem skompensować nieco wyższym poziomem głośności (we wzmacniaczu), jako że z Bazodrutem w torze system zagrał nieco ciszej. Różnica nie była duża, ale ponieważ jakość brzmienia (podświadomie) oceniamy również przez jego głośność, więc konieczne było zniwelowanie różnicy. Koniec dygresji.

Różnice, o których piszę, słychać było w głębszych tonach fortepianu, w mocniejszych odpowiedziach membran bębnów na lepiej zdefiniowane uderzenia pałeczek, w odrobinę dłuższych wybrzmieniach szarpanych strun kontrabasu, czy uderzanych blach perkusji. Jak już wspomniałem, kluczowe w tej gęstszej, bardziej esencjonalnej prezentacji było jednoczesne zachowanie jej czystości, przejrzystości i precyzji, bo dopiero te cechy w połączeniu z większym bogactwem informacji dawały tak znakomity, muzykalny, naturalny, a jednocześnie precyzyjny, otwarty i wysoce realistyczny sposób prezentacji muzyki.

Kabel zasilający PhenOmen

Kolejną cegiełką w mojej Bazodrutowej układance był kabel zasilający z topowej serii tegoż producenta. Do dyspozycji miałem tylko jedną sztukę, więc jej przetestowanie z GrandiNote Shinai nie wchodziło w grę (włoska integra wymaga dwóch kabli zasilających). Pozostał mi więc jej test z Pacificiem, ale również ze znakomitym SETem na lampie 300B, czyli testowanym niedawno Allnic Audio T-1500 MK II (zobacz TU). Zacząłem od Pacifica zwiększając obecność PhenOmenów w systemie do trzech, z wszystkimi podłączonymi bezpośrednio do LampizatOra. W zasilaniu Pacifica testowana sieciówka zastąpiła kolejny kabel Davida Labogi, N-AC-Connect, słowem relatywnie niedrogi model (ok. 4 tys. złotych), który jednakże, podobnie jak inne „budżetówki” tego producenta, oferuje znakomity stosunek jakości do ceny. Wiedząc ile kosztuje zasilający Mystic, jasne było, że PhenOmen to konkurent z dużo wyższej półki cenowej (zakładałem, że kosztuje minimum 3 razy więcej).

Zamiana kabla zasilającego była słyszalna od razu. Tzn. od razu zauważalny był wpływ PhenOmena na brzmienie w zakresie dwóch aspektów. Po pierwsze dźwięk został z nim mocniej nasycony energią, taką podskórną, czekającą na właściwe momenty by się w pełni ujawnić, czyli dającą pełną swobodę odtwarzania każdej muzyki, nieważne jak gęstej, jak dynamicznej, jak energetycznej. Świetnym przykładem był nowy krążek Trombone Shorty z mocną sekcją rytmiczną (znakomita, niemal fizycznie odczuwalna stopa perkusji!) i dęciakami, z puzonem mistrza na czele. PhenOmen znakomicie nasycił prezentację tej muzyki energią, pewnie prowadził rytm i chwilami szalone tempo. Ani odrobinę nie ucierpiały na tym ważne na tej płycie wokale. Choć sama muzyka jest jakby mniej nowoorleańska niż wcześniejsze nagrania tego artysty, to owo szalone tempo i wysoka energetyczność, charakterystyczne dla niego pozostały, a testowany kabel zasilający pomógł je przedstawić w sposób, przy którym nie dało się nie wystukiwać rytmu wszystkimi kończynami.

Druga cecha wniesiona przez PhenOmena wiązała się z tą pierwszą. Otóż testowany kabel wniósł do prezentacji spokój – nie uspokojenie (ograniczenie dynamiki, czy energii muzyki), ale właśnie spokój, czyli brak nerwowości (nie żeby takowa występowała z sieciówką Davida Labogi). Obie te cechy sprawiły, że tej samej muzyki słuchałem z jeszcze większą uwagą i zaangażowaniem. Tak dzieje się zawsze, gdy do systemu trafia komponent, dzięki któremu muzyka brzmi naturalniej i bardziej realistycznie, czy też po prostu bardziej ‘jak na żywo’. I tak właśnie było tym razem, choć lista zalet zasilającego PhenOmena bynajmniej na tym się nie kończyła i, co ciekawe, była niemal identyczna, gdy zasilał on wspomnianego SETa na lampie 300B.

Im dłużej go słuchałem, co zresztą dotyczyło również pozostałych testowanych kabli, tym bardziej na czoło określeń, które z nim kojarzyłem, wysuwało się: wyrafinowanie, a po nim spójność i płynność. Jako że był to już trzeci przedstawiciel serii PhenOmen coraz jaśniejsze stawało się to, czego właściwie oczekiwałem – dołączanie kolejnych kabli kreowało, a następnie potęgowało efekt synergii. Bo choć w każdym starałem się znaleźć jakieś unikalne cechy, to w ogólnym zarysie każdy w nich kierował brzmienie w podobnym kierunku – wyjątkowej muzykalności i naturalności brzmienia, ale opartych na doskonałej rozdzielczości, czystości, precyzji i przejrzystości brzmienia. Wszystkie te składniki (i szereg innych) zostały wymieszane a doskonałych proporcjach, by stworzyć taką a nie inną całość. Inne kable w zakresie poszczególnych cech mogą być lepsze od PhenOmenów, ale bardzo, bardzo niewiele oferuje tak znakomity efekt końcowy, czyli brzmienie angażujące, precyzyjne, ekspresyjne i niemęczące nawet na najdłuższych dystansach.

Głośnikowy Mystic

Pozwoliłem sobie powyżej na małe podsumowanie, dlatego że to na tym etapie zakończył się odsłuch przedstawicieli serii PhenOmen. Miałem w domu także zarówno IC, kabel USB, jak i zasilający z serii Mystic, więc je mogłem bezpośrednio porównać do testowanych i, choć to także świetne kable, różnica na korzyść PhenOmenów była jednak spora. Pan Wiesław powiedział mi przez telefon, że Mystic najlepiej pasuje to systemów, które brzmią nieco jasno, które trzeba odrobinę utemperować w tym zakresie i dociążyć/wypełnić. A powiedział mi o tym, gdy zauważyłem, że w porównaniu do PhenOmena (akurat USB) brakuje mi w Mysticu nieco otwartości i powietrza zwłaszcza w górnej części pasma. Podkreślam „w porównaniu do PhenOmena”, bo to jeden z najlepszych kabli USB, jakich słuchałem, więc nic dziwnego, że Mystic nieco mu klasą brzmienia ustępował. Podobnie rzecz się miała z interkonektem analogowym. Kabel zasilający z tej serii co prawda także ustępował w pewnym stopniu PhenOmenowi choćby w zakresie tej wyjątkowej energetyczności, czy doskonałej kontroli nisko schodzącego basu, ale doskonale sprawdził się przy zasilaniu wspomnianego Allnica T-1500 mk2, zwłaszcza gdy wyższy model zasilał Pacifica.

Piszę o tym dlatego, że do kompletu PhenOmenów miałem kabel głośnikowy właśnie z serii Mystic. Korzystając z krótko opisanych wyżej doświadczeń z pozostałymi modelami z tej serii musiałem założyć, że i on ustępuje w jakimś stopniu topowym głośnikowcom. Jednocześnie liczyłem, że efekt synergii sprawi, że będą one mogły swobodnie konkurować z moimi wiernymi LessLossami. I tak faktycznie było. Co ciekawe, to właśnie głośnikowy kabel Bazodruta wniósł do dźwięku element, który prezentowany był do tej pory bardzo dobrze, ale nie aż na tak wysokim poziomie, jak wszystkie pozostałe, o których pisałem. Rzecz w przestrzenności dźwięku. PhenOmeny prezentują przestrzeń sceny w precyzyjny, poukładany, ale powiedziałbym, ‘zwarty’ sposób. Dodam, że inny równolegle testowany zestaw IC + głośnikowy, marki Soyaton, absolutnie wyjątkowy właśnie w tym aspekcie brzmienia, trochę mnie rozbestwił, że tak to ujmę, a przez to wszystkie pozostałe kable, w porównaniu, wydawały się nieco ograniczone.

‘Zwarty’, czyli scena rzadko wychodziła poza rozstaw kolumn. Sięgała za to dość daleko w głąb, bardzo dobrze różnicowane były plany, a i obrazowanie poszczególnych źródeł pozornych było ponadprzeciętnie dobre. Słowem, z większością nagrań testowane kable pokazywały znakomity obraz relacji przestrzennych, czy akustyki pomieszczeń (przy nagraniach live, bądź stworzonych w studio), tyle że mieściły to między kolumnami. Dodanie głośnikowego Mystica nieco, niewiele, ale jednak, poszerzyło bazę prezentacji. To nadal nie było wyjątkowo szerokie granie Benchmarku Soyatona, ale lepiej wpisywało się w moje przyzwyczajenia i preferencje. Nawet jeśli Mystic w towarzystwie PhenOmenów odrobinę ograniczał ową doskonałą czystość, transparentność i rozdzielczość dźwięku, to właśnie ów aspekt przestrzenny, plus ta sama, na tym etapie zaryzykuję już stwierdzenie: firmowa, płynność, muzykalność i spójność brzmienia sprawiały, że musząc zdecydować, który z tych czterech kabli (ze względów finansowych) kupić z tańszej serii, bez wahania wybrałbym właśnie głośnikowy.

Akcesoria

Antenne

No i wreszcie, na sam koniec, przyszło mi się zmierzyć z dosłanymi w czasie testu akcesoriami, czy też kondycjonerami masy Bazodruta. Dostałem jedną Proteinę (największy kondycjoner), dwie Vitaminy (mniejsze kondycjonery) i kilka sztuk gadżetu o nazwie Antenne. Zacznijmy od tego ostatniego produktu. Pozwolę sobie przytoczyć opis ze strony:

„Jak to działa? Jest to pożeracz wszelkiego, szkodliwego dla pracy urządzeń audio /i naszego zdrowia/ promieniowania emitowanego przez sieć komórkową, radiową, pracę routera bezprzewodowego, emisję promieniowania przewodów energetycznych w ścianach i z przewodów zasilających system.

Bazodrut Antenne możemy zastosować w każdym urządzeniu, które posiada niewykorzystywane gniazda RCA, XLR, DIN i inne. Oferujemy także autorską przejściówkę do przyłączenia pod minusowy zacisk głośnikowy we wzmacniaczach. Antenki są plastyczne więc każdy ułoży je w sposób odpowiadający wolnemu miejscu za urządzeniem. UWAGA: w gniazdach analogowych antenki należy stosować parami – lewy i prawy kanał powinien zawierać taką samą ich ilość. Zignorowanie tej zasady może spowodować niepożądane zaburzenie sceny. Nie dotyczy gniazd cyfrowych.”

Produkt Bazodruta w podstawowej postaci wygląda jak wtyk RCA osadzony w drewnianym bloczku, z którego, na drugim końcu, wystaje wiązka drucików. Należy albo jedną sztukę wetknąć do wolnego wejścia/wyjścia cyfrowego, lub analogowego we wzmacniaczu/przedwzmacniaczu/źródle, albo zamontować w minusowych zaciskach kolumny. Producent oferuje ewentualne przejściówki pozwalające podłączyć te gadżetu także do innych gniazd. Jako że w Pacificu mam obok wyjścia analogowego również nieużywane wejście, do niego właśnie wpiąłem dwie sztuki Antenne. Zgodnie z instrukcją (jako że wraz z gadżetami otrzymałem instrukcję z sugestiami gdzie i jak aplikować każdy z nich) owe druciki na końcu rozcapierzyłem.

Kolejny raz, po włączeniu muzyki, miałem wrażenie, że poziom głośności delikatnie się obniżył – mniej niż poprzednio, więc koniec końców uznałem, że nie będę korygował tego ustawienia we wzmacniaczu. Po dłuższym odsłuchu uznałem, że to kwestia drobnych zmian w prezentacji, które łatwo w pierwszym odruchu było zinterpretować jako obniżenie poziomu głośności. A rzecz była w wyczyszczeniu dźwięku z drobnych niepożądanych elementów. Tło stało się dzięki temu ciut czarniejsze, a z braku lepszego sposobu opisania tego efektu napiszę, że wrażenie było takie, jakby powietrze wypełniające przestrzenie między instrumentami i de facto przenoszące dźwięk stało się bardziej przejrzyste. W konsekwencji poszczególne dźwięki zrobiły się bardziej wyraziste, lepiej zdefiniowane na poziomie mikro w zakresie dynamiki i barwy. To wszystko składało się na owo pierwsze wrażenie, mówiące iż całość była jakby cichsza, ponieważ zniknęły niektóre elementy, które wcześniej tam były. Co ciekawe, to był także drugi komponent w tym teście, który wydawał się nieco bardziej otwierać scenę na boki.

Chciałbym żeby było jasne, że wszystkie te zmiany były niewielkie, ale w całkiem drogim (choć daleko mu do najdroższych) systemie wystarczające by je zauważyć, szybko uznać za pozytywne, a po dłuższych sesjach w końcu dojść do tego, co właściwie złożyło się na taki a nie inny odbiór owych zmian. Ponieważ pan Wiesław podkreślał, że działanie Antenne się kumuluje, czyli stosowanie większej ilości pogłębia efekt ich działania, a ja miałem do dyspozycji jeszcze drugą parę, więc ją wpiąłem w wolne gniazda w integrze. Zastosowanie drugiej pary Antenne dołożyło kolejną cegiełkę w kwestii ‘czyszczenia’ dźwięku, ale zmiana była mniejsza niż po wpięciu pierwszych dwóch sztuk.

Vitamin

Pan Wiesław zachęca do własnych poszukiwań optymalnych zastosowań swoich kondycjonerów masy, acz opierając się na rozległym doświadczeniu ma pewne sugestie. Otóż w przypadku mniejszego modelu, Vitamin, zasugerował, iż największe efekty zwykle uzyskuje się wpinając je do minusowych zacisków kolumn, a same Witaminki stawiając na kolumnach. Jako że to naprawdę ładne produkty, tak też właśnie zrobiłem, choć długość zamontowanego na stałe kabla ledwie wystarczyła w przypadku MACH 4. Zaznaczę jeszcze, że na co dzień używam kupionych już pewnie minimum 7-8 lat temu gadżetów od jakiejś (małej) amerykańskiej firmy, które pierwsze kilka lat po zakupie spędziły w szufladzie. Dopiero po kilku zmianach w systemie podnoszących znacząco jego klasę wpiąłem je do minusowych zacisków moich obecnych kolumn i… pozostały tam na stałe. Nie wprowadzają one żadnych znaczących zmian w brzmieniu, a jednak ich wypięcie za każdym razem odbieram negatywnie.

Znacznie bardziej okazałe Vitaminy trafiły w ich miejsce, a między wypięciem jednych a wpięciem drugich kilkadziesiąt minut posłuchałem samych kolumn bez ‘dopingu’. Kierunek zmian (z Vitaminami) pozostał podobny, jak wcześniej wyznaczony przez Antenne – czystszy, lepiej zróżnicowany dźwięk na poziomie mikro, prezentowany na czarniejszym tle. Pogłębiona barwa, wyraźniej oddane najdrobniejsze nawet zmiany dynamiki, lepsza jeszcze płynność prezentacji – wszystko to niby niewiele, ale wzbogaca prezentację, czyniąc ją bardziej kompletną a przez to prawdziwszą, bliższą muzyce granej na żywo i po prostu przyjemniejszą w odbiorze. Słuchając później charakterystycznego, jakże pięknego fortepianu Tsuyoshi Yamamoto, doceniłem kolejną, drobną poprawę, tym razem w zakresie pełniejszych i dźwięczniejszych wybrzmień tego instrumentu. To znowu nie była duża zmiana, zupełnie nie porównywalna do tego, co zwykle wnosi zamiana jednego z ‘normalnych’ elementów systemu (elektronika, kolumny, kable), a jednak wypięcie Vitamin odbierało niewielką, ale to nie znaczy, że nieznaczącą część przyjemności obcowania z muzyką.

Protein

Na sam koniec zostawiłem większy kondycjoner masy – równie piękny, choć znacząco większy walec w miedzianym kolorze z wyprowadzonym kabelkiem zakończonym żabką. W zestawie (to samo dotyczy Vitamin) dostajemy przejściówki ułatwiające bezpieczne podpięcie się np. do gniazd RCA. Sugestia dotycząca optymalnego wykorzystania tego produktu dotyczyła kondycjonerów prądowych, albo listw zasilających. Optymalnie można wpiąć Proteinę do dedykowanego zacisku uziemienia – w taki np. wyposażony był nowy kondycjoner Gigawatta, który miałem okazję testować, czyli Powercontrol. W przypadku używanego przeze mnie na co dzień wyższego modelu tego producenta, PC-3 SE EVO+ żabką wpiąłem się do uziemienia w wolnym gnieździe. W obu przypadkach, choć te dwa kondycjonery trochę różnią się charakterem, wpływ Proteiny był podobny. Najprościej opisać go można jako wygładzenie dźwięku, poprawa jego płynności. Nie odbywało się to kosztem rozdzielczości, czy ilości informacji muzycznych, ale raczej odfiltrowania drobnych zakłóceń, ‘zabrudzeń’ dźwięku, można powiedzieć usuwania ‘drobnych zmarszczek’ z powierzchni muzyki, a przez to uzyskanie równiejszego, spójniejszego, bardziej naturalnego, a przez to przyjemniejszego dla ucha brzmienia.

To także nie była duża zmiana i odczuwałem ją bardziej po wypięciu kondycjonera masy Bazodruta, niż po jego wpięciu. Niemniej dążąc do takiej, czy innej perfekcji (bo przecież wcale nie wszyscy rozumiemy ją tak samo) szukamy sposobów uzyskania choćby niewielkiej poprawy – wszystkie trzy propozycje Bazodruta dają taką możliwość. Faktem jest również, że tak jak kolejne PhenOmeny kreowały i wzmacniały efekt synergii, tak i Proteina, Vitaminy i Antenny dokładały swoje malutkie cegiełki do tworzenia angażującego, odbieranego jako niezwykle naturalny, dźwięku, którego po prostu chciało się jak najdłużej słuchać.

Podsumowanie

Pisząc podsumowanie znam już w końcu ceny wszystkich testowanych PhenOmenów i… nie są tanie. Niemniej nawet patrząc na nie przez pryzmat cen, porównując oferowaną za nie fantastyczną jakość brzmienia do dużo bardziej znanej, światowej konkurencji, Bazodruty wypadają bardzo, bardzo dobrze. Łączą bowiem płynność, spójność i naturalność z wysoką rozdzielczością, czystością i wysoką precyzją brzmienia. Grają równo od samej góry do najniższego dołu nie pomijając żadnej części pasma, dbając równie pieczołowicie o każdą z nich. Celem nadrzędnym przy ich tworzeniu, tak ja to odczytuję, była jednakże nie którakolwiek z tak lubianych przez audiofilów poszczególnych cech brzmienia, ale muzyka, czy muzykalność i naturalność dające niebywałą przyjemność odsłuchu. Środkami do uzyskania tego efektu nie były jednakże żadne triki, żadne skróty, uproszczenia, ale raczej dbałość o najdrobniejsze nawet elementy prezentacji i nadrzędną ich spójność. Tak wysoką jakość udało się utrzymać zarówno w analogowej łączówce, kablu zasilającym, jak i cyfrowym USB i zapewne to samo dotyczy kabla głośnikowego. Ostrzegam jednakże, iż stosowanie kilku PhenOmenów daje wyraźny efekt synergii więc na zakupie jednego może się nie skończyć.

Akcesoria, które także miałem okazję wypróbować, nie wnoszą do systemu tak dużych zmian, jak topowe kable Bazodruta – mam nadzieję, że to jasne. Niemniej, szczególnie w większej grupie, wprowadzają do brzmienia niewielkie, może nawet subtelne zmiany, które okazują się bardziej znaczące, gdy się Proteiny, Vitaminy i Antenny z systemu wypnie. Wszystkie trzy należą do kategorii produktów, które powinny trafiać do systemów już dopracowanych, już bardzo dobrze brzmiących. To w nich trudno jest uzyskać zauważalną poprawę brzmienia bez dużych inwestycji w wymianę komponentów. Ta, jak się może okazać po wypróbowaniu produktów Bazodruta, może wcale nie być konieczna, bo kondycjonery masy pana Wiesława mogą nadać brzmieniu ostateczny szlif i pozostanie jedynie oddać się słuchaniu muzyki.

Ceny (w czasie recenzji): 

  • Bazodrut PhenOmen IC analogowy RCA 2 x 1m: 15,000 zł
  • Bazodrut PhenOmen USB A-B 1m: 7.500 zł
  • Bazodrut PhenOmen zasilający 1,5m: 15.000 zł
  • Bazodrut Mystic kabel głośnikowy 2 x 2,5m: 16,000 zł
  • Bazodrut Antenne: 666 zł
  • Bazodrut Vitamin: 1,500 zł
  • Bazodrut Protein: 3.000 zł

ProducentBAZODRUT

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 i CIS-35