Lampizator VP4 Silver

by Marek Dyba / August 7, 2023

Ponad 3,5 roku minęło od czasu, gdy pisałem recenzję pierwszego w historii marki LampizatOr przedwzmacniacza gramofonowego Vinyl Phono MC1. Najwyższy więc czas, by sprawdzić postępy poczynione przez Łukasza Fikusa i jego zespół i posłuchać ich najnowszego, topowego phonostage’a o nazwie LampizatOr Vinyl Phono VP4 SILVER. 

Wstęp

Pozwolę sobie zaproponować tym, którzy tego jeszcze nie zrobili, przeczytanie wywiadu z twórcami lampowego przedwzmacniacza gramofonowego LampizatOr VP4 Silver, czyli Łukaszem Fikusem i Andrzejem Hutnikiem. Zapis naszej rozmowy znajdziecie Państwo TU

Jest taki stary żart, często powtarzany w pewnych kręgach audiofilskiej społeczności, mówiący o tym, że wszyscy, prędzej czy później, “dojrzeją”, “zmądrzeją” lub “osiągną odpowiedni wiek” (w zależności od tego, kogo spytamy) i staną się fanami urządzeń lampowych i płyt winylowych :-).  Mam nadzieję, że ci, których jeszcze (!) to nie spotkało nie obrażą się na mnie. Tym bardziej, że jest w tym dowcipie przynajmnie ziarno prawdy. Obserwując swoich znajomych, ale i czytając wpisy na forach tematycznych na całym świecie mogę bowiem potwierdzić, że z wiekiem coraz więcej pośród nich sięga właśnie po te “stare dobre” sposoby słuchania muzyki. Sam należę do nich od dawna, więc skłaniam sie ku wersji mówiącej o, wczesnym w moim przypadku, “mądrzeniu”, albo “dojrzewaniu” :-).

Łukasz Fikus od zawsze znany jest w branży jako “gość od lamp”, acz jednocześnie także “od cyfry”. Zaczynał w branży audio dawno temu, tuningując i ulepszając odtwarzacze CD i inne urządzenia. To, co zwykle robił, aby poprawić dźwięk takiego urządzenia, polegało na dodaniu lamp do układu, a raczej całego, opracowanego przez siebie lampowego stopnia wyjściowego. Znam kilka osób, które w tamtych czasach korzystały z jego usług w celu poprawy brzmienia swoich cyfrowych źródeł dźwięku i zwykle byli zadowoleni z efektów jego pracy. Tak się to dla Łukasza Fikusa zaczęło, ale najlepsze dla firmy LampizatOr i jej założyciela miało dopiero nadejść.

Później pojawiły się bowiem ich własne przetworniki cyfrowo-analogowe, dziś już dobrze znane na całym świecie i przez wielu (w tym przeze mnie) uważane za jedne z najlepszych dostępnych obecnie na rynku. I choć są to urządzenia “cyfrowe”, obsługujące nie tylko pliki hi-res w formacie PCM, ale i w DSD (co moim zdaniem jest wręcz specjalnością polskiej marki), to ich cechą charakterystyczną od samego początku było połączenie najlepszych rozwiązań cyfrowych z urokiem i zaletami lamp. Oprócz wysokiej, a nawet topowej (w zależności od modelu) jakości brzmienia DAC-ów LampizatOra, wykorzystanie w nich lamp oferuje jeszcze jedną ogromną zaletę – tak uwielbianą przez fanów tej technologii – a mianowicie możliwość wymiany baniek próżniowych na inne. Inne oznacza tu zarówno te same modele pochodzące od innych producentów, a w wielu przypadkach to także wybór między pochodzącymi z obecnej produkcji, albo mającymi kilkadziesiąt lat pozostałościami po złotej erze lamp (czyli tzw. NOSami), jak i możliwość (w niektórych przypadkach!) nawet zastosowania innych (kompatybilnych) typów baniek próżniowych. Uważam, że to właśnie było i jest ogromną przewagą tej polskiej marki nad konkurencją. To właśnie danie klientom możliwości kształtowania (w pewnym zakresie, rzecz jasna) brzmienia DACów i to w dowolnym momencie, znacząco przyczyniło się do światowego sukcesu LampizatOra.

Pamiętam, jak rozmawiałem z Łukaszem lata temu i zapytałem go, dlaczego zrobił to, co zrobił, czyli zaczął opracowywać przetworniki cyfrowo-analogowe, a nie wzmacniacze lub kolumny. Odpowiedział mi, niejako żartem, że wzmacniacze, czy kolumny, zwłaszcza te najlepsze, są zwykle naprawdę ciężkie i stąd ten wybór, bo przecież DACi, w porównaniu, to produkty wagi lekkiej. Jak zapewne wiecie, nie tylko przetworniki cyfrowo-analogowe LampizatOra z czasem zyskały solidnie na wadze, ale i oferta wzbogaciła się o kolejne rodzaje urządzeń. Dziś w ofercie marki można znaleźć lampowe wzmacniacze (ciężkie!), kolumny (osobna marka Fikus Electric – jeszcze cięższe), serwer muzyczny (całkiem ciężki), kable (właściwie jedyna pozycja wagi lekkiej), a nawet kondycjoner sieciowy (również ważący niemało). Innymi słowy, założenia to jedno, a realia to zupełnie co innego. Ważne jest, by firma potrafiła się dostosować do rynku i klientów, a z tym polska marka od lat radzi sobie bardzo dobrze.

Największym zaskoczeniem na przestrzeni lat postępu i rozwoju oferty nie były wzmacniacze, nawet te hybrydowe, ani kolumny, i w ten sposób wracamy do anegdoty z początku tego tekstu, ale prezentacja, w 2019 roku, przedwzmacniacza gramofonowego, oczywiście lampowego. Czy znaczyło to, że Łukasz Fikus “dojrzał”, czy “dorósł” (na pewno nie “zestarzał się” :)) do płyt winylowych? Tego nie wiem, ale wiem, że jego fascynacja czarnymi krążkami zaczęła się jakiś czas temu i wiem również, że lubi wyzwania. Połączenie tych dwóch elementów, tak mi się wydaje, zapoczątkowało prace, których pierwszym owocem był Vinyl Phono MC1 (moją recenzję można znaleźć TU). Tak, był to lampowy przedwzmacniacz gramofonowy, tak, pod wieloma względami przypominał przetworniki LampizatOra (był choćby równie duży i ciężki jak one), i tak, był dobry, naprawdę dobry, choć wciąż nie tak, jak najlepsze DACi tej marki. Pamiętajmy jednak, że rzadko kiedy pierwszy produkt nowego typu (dla danego producenta) jest najlepszym, jaki on tworzy. Nieustające prace działu R&D, opinie użytkowników i recenzentów, wszystko to pozwala producentom gromadzić wiedzę i doświadczenie, a także dostarcza wielu informacji od osób mający nieco inny punkt widzenia, które można wykorzystać do tworzenia jeszcze lepszych produktów nowej generacji.

Szczerze mówiąc, nie śledziłem aż tak uważnie rozwoju przedwzmacniaczy gramofonowych LampizatOra w ciągu ostatnich kilku lat, po drodze był przecież Covid-19 i tak dalej, więc nie byłem do końca świadomy, jaki poziom udało się im już osiągnąć. Pomysł na tę recenzję zrodził się z rozmowy z innym znanym konstruktorem związanym z winylami, Januszem Sikorą z firmy J.Sikora, czyli jednym z topowych producentów gramofonów i ramion gramofonowych. Obie firmy współpracują ze sobą już od jakiegoś czasu. Przedwzmacniacz LampizatOra można znaleźć w salonie J.Sikory, a gramofon J.Sikory w salonie LampizatOra. I tak, to właśnie Janusz powiedział mi, że najnowszy produkt Łukasza Fikusa, Vinyl Phono VP4 Silver zaskoczył go znakomitym brzmieniem, a właściwie postępem jakościowym w stosunku do poprzedniej wersji. Znam Janusza Sikorę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie ekscytuje się tak łatwo, więc sposób, w jaki się zachowywał, pod jak dużym był wrażeniem, sugerował, że LampizatOr ma w swojej ofercie kolejną prawdziwą perełkę. Zadzwoniłem więc do Łukasza Fikusa zgłaszając chęć zrobienia recenzji, a kilka tygodni później dotarł do mnie egzemplarz testowy.

Budowa i cechy

LampizatOr VP4 Silver to przedwzmacniacz gramofonowy obsługujący zarówno wkładki z ruchomym magnesem (MM – jedno wejście), jak i z ruchomą cewką (MC – dwa wejścia). Jest to rozwiązanie, które w jednej, dużej obudowie mieści zarówno sekcję zasilającą (z lampowym prostownikiem), jak i SUT (Step Up Transformers, czyli transformatory dopasowujące dla wkładek MC). Urządzenie oferuje trzy wejścia, jedno dla wkładek MM i dwa dla MC. Fani zewnętrznych transformatorów SUT także powinni być zadowoleni, jako że mogą z nich korzystać używając wejścia MM, również dlatego, że jak podkreśla konstruktor, zostało on zaprojektowany równie starannie, jak wejścia MC i oferuje równie wysoką jakość brzmienia. Jak mogliście już Państwo przeczytać w wywiadzie z Łukaszem, jest powód, dla którego zarówno jego (topowe) przetworniki cyfrowo-analogowe, jak i przedwzmacniacze gramofonowe są tak duże i ciężkie. Należy o tym pamiętać zamawiając przedwzmacniacz gramofonowy LampizatOr VP4 Silver, gdyż trzeba przygotować dla niego odpowiednią przestrzeń o wymiarach 430 x 510 x 130 mm (szer. x gł. x wys.), dla której nie będzie problemem waga wynosząca 19 kg (wersji z miedzianym panelem górnym). nie może to być przestrzeń zamknieta, bo, jak każde urządzenie lampowe, Vp4 Silver potrzebuje odpowiedniej wentylacji. Przypomniałem sobie o tym, gdy mój świetny stolik Rogoz Audio (na którym stoi gramofon J.Sikora, moje przedwzmacniacze gramofonowe i SET ArtAudio 300B) okazał się niewystarczająco duży, a właściwie głęboki dla LampizatOra i musiałem postawić go na osobnym stoliku Alpine-line.

Jak już wspomniałem, wygląd VP4 prawie nie zmienił się w porównaniu do Vinyl Phono MC1, który recenzowałem kilka lat temu. W końcu nie ma powodu, by zmieniać coś, co się sprawdziło. Tym razem gruby aluminiowy front dostępny jest wyłącznie w kolorze czarnym, a jednym z zewnętrznych elementów odróżniających wersję Silver od zwykłej jest miedziana pokrywa. Na froncie znajduje się duże wycięcie z czarną (zakładam, że akrylową) wstawką, w której umieszczono wskaźnik wychyłowy, lampę Nixie i dwa pokrętła. Jedno z tych ostatnich to selektor wejść z pięcioma pozycjami, ponieważ pomiędzy trzema wejściami zawsze znajduje się dodatkowo pozycja “mute”. Drugie pokrętło pozwala wybrać optymalne obciążenie wkładki – rozwiązanie o wiele łatwiejsze i wygodniejsze, a także szybsze w obsłudze (co jest ważne, gdy próbuje się znaleźć to właściwe), niż jakiekolwiek przełączniki typu dip-switch umieszczane zwykle z tyłu lub na spodzie urządzenia. Jak powiedział mi Łukasz Fikus, zamawiając VP4 Silver można wybrać wszystkie pięć (bo tyle jest dostępnych) wartości wspomnianego obciążenia. We wcześniejszym modelu oferowane były cztery “standardowe”, a tylko jedną wartość mógł wskazać klient. Dodatkowo, dla wkładek MM automatycznie wybierane jest standardowe obciążenie 47 kΩ. Przyciągająca wzrok lampa Nixie wyświetla numer wybranego obciążenia.

Na tylnym panelu umieszczono wysokiej jakości gniazda wejściowe RCA WBT nextgen (górne dla MM) i wyjściowe, zacisk uziemienia, gniazdo zasilania IEC oraz główny włącznik. Nie zabrakło również wycięć na gniazda wyjściowe XLR, które wykorzystywane są w zbalansowanej wersji urządzenia. Cała obudowa spoczywa na czterech antywibracyjnych, ładnie wyglądających metalowych nóżkach. Jednym z kluczowych założeń przy projektowaniu wszystkich przedwzmacniaczy gramofonowych LampizatOr było zastosowanie wyłącznie lampowych stopni wejściowych i wyjściowych oraz brak ujemnego sprzężenia zwrotnego w układzie. Zestaw lamp obejmuje 4 x 6N2P-B, 4 X 6N2P, 2 x 6N6P i 1 x 6X5 (lampowy prostownik). Wszystkie lampy pracują wewnątrz obudowy VP4 Silver.

Różnice w stosunku do niesrebrnej wersji VP4 obejmują wyselekcjonowane srebrne SUTy, srebrne okablowanie wewnątrz oraz szereg starannie dobranych komponentów najwyższej jakości, które, jak powiedzieli mi panowie podczas naszej rozmowy, po prostu działały lepiej, lub skutkowały lepszym brzmieniem w połączeniu ze srebrnymi SUTami i okablowaniem niż z wcześniej używanymi miedzianymi. Jak mi również powiedzieli, nie wdając się w szczegóły, niektóre kondensatory użyte w tej konstrukcji zostały wykonane na zamówienie zgodnie z wytycznymi LampizatOra przez renomowanego producenta. Ostatecznie otrzymujemy solidne, dobrze wykonane, ładnie wyglądające urządzenie oferujące wzmocnienie 70 dB, które powinno być wystarczające dla każdej wkładki.

Brzmienie

Tak się złożyło, że w czasie, gdy testowałem Vinyl Phono VP4 Silver, miałem do dyspozycji trzy znakomite wkładki gramofonowe. Pierwszą i najważniejszą była moja własna, czyli Air Tight PC-3, która od lat jest moim partnerem w winylowych przygodach. Kolejną była Phasemation PP-500, którą recenzowałem dla HighFidelity.pl, a ostatnią Hana Umami Blue, którą opisywałem dla jeszcze innego magazynu. Żadna z nich nie należy do najdroższych i absolutnie najlepszych wkładek dostępnych na rynku, ale wszystkie oferują wysoką jakość brzmienia i doskonały stosunek jakości do ceny. Powiedziałbym, że większość nawet bardzo wymagających melomanów mogłaby żyć z którąkolwiek z nich. Ja nadal jestem wybitnie zadowolony z mojego Air Tighta, ale z posiadania każdej z pozostałych dwóch wkładek także byłbym zadowolony. Co ważne, miałem okazję zapoznać się bliżej z obiema “obcymi” wkładkami przed wykorzystaniem ich w tym teście, dzięki czemu mogły mi pomóc w ocenie brzmienia VP4 Silver.

W teście wziął również udział mój doskonały gramofon J.Sikora Standard Max z dwoma ramionami, również opracowanymi przez Janusza Sikorę, KV12 i KV12 Max. To drugie ramię podczas odsłuchów na potrzeby niniejszej recenzji gościło Air Tighta, a pierwsze zamiennie Phasemation lub Hanę. Oba ramiona wyposażono w okablowanie z pozłacanej miedzi pochodzącej od firmy Soyaton. VP4 Silver był połączony z moim przedwzmacniaczem liniowym Circle Labs P300 (zobacz recenzję w jęz. ang. TU) za pomocą kabli Bastanis Imperial RCA IC (recenzja w jęz. ang. TU), a KBL Sound Zodiac XLR na początku, a przez większość testu Next Level Tech Flame XLR (zobacz recenzję w jęz. ang. TU) przekazywały sygnał do końcówki mocy Circle Labs M200. Ostatnim ogniwem konfiguracji były kolumny GrandiNote MACH4 napędzane przez wzmacniacz za pomocą kabli głośnikowych Soyaton Benchmark (zobacz recenzję TU). Moje dwa przedwzmacniacze gramofonowe nie zmieniły się od lat i są to znakomite ESE Lab Niburu V5.0 (recenzja w jęz. ang. TU) oraz GrandiNote Celio mk IV (recenzja tego ostatniego w jęz. ang.  TU). Oba urządzenia to konstrukcje półprzewodnikowe.

Do rzeczy. Po ponad trzech latach nie jest łatwo przypomnieć sobie dokładnie brzmienie jednego z dziesiątek, jeśli nie ponad stu zrecenzowanych od tego czasu komponentów, nawet jeśli pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie, a tak było w przypadku pierwszego przedwzmacniacza gramofonowego marki LampizatOr. Przeczytałem więc własną recenzję, by odświeżyć sobie pamięć, co nieco pomogło. Musiałem również wziąć pod uwagę fakt, że od czasu tamtego testu w moim systemie zaszło kilka innych zmian, więc tym trudniej było bezpośrednio porównać dwa przedwzmacniacze LampizatOra (ale zrobiłem co w mojej mocy). A jednak… jedną z pierwszych rzeczy, które przyszły mi do głowy było stwierdzenie, że w dźwięku testowanego przedwzmacniacza jest więcej iskierek, wydaje się jeszcze bardziej otwarty, czysty i zwiewny w zakresie góry pasma niż ten, który pamiętam z oryginalnej konstrukcji. W recenzji tej ostatniej napisałem, że pod względem ogólnego charakteru brzmienia był bardziej zbliżony do mojego phonostage’a GrandiNote niż ESE Lab, innymi słowy oferował bogatszy, bardziej nasycony dźwięk. Tym razem jednakże, brzmienie LampizatOra VP4 Silver zbliżyło się w pewnym stopniu do ESE Lab Nibiru, w efekcie znajdując się mniej więcej pośrodku między moimi dwoma referencjami pod względem ogólnego charakteru brzmienia.

To, co zdecydowanie się nie zmieniło, to spójność prezentacji i płynny, naturalny “flow” muzyki. Jeśli miałbym doszukiwać się zmiany, to powiedziałbym, że nowe, topowe osiągnięcie LampizatOra w tym zakresie jest jeszcze lepsze! “Poprawa” w zakresie górnej części pasma, którą przypisałbym (tu chyba nie ma zaskoczenia) elementowi “Silver” (czyli srebru) w konstrukcji, nie zakłóciła odpowiedniego balansu prezentacji jako całości, ponieważ dolny zakres pasma również był odpowiednio rozciągnięty, a średnica miała w sobie tę “lampową” magię, bogactwo, aksamitność i naturalność. Środek ciężkości prezentacji może przesunął się o „oczko” w górę i żeby była jasność, bez bezpośredniego porównania nie mogę być nawet pewien, że tak faktycznie było, ale brzmienie było równie naturalnie, jak w przypadku wielu topowych przedwzmacniaczy gramofonowych, które testowałem. To, co zmieniło się najbardziej, to moim zdaniem bardziej wyraziste, nieco bardziej agresywne (gdy było to potrzebne, co czyni je bardziej naturalnymi, bardziej realistycznymi) i żywe wysokie tony, które dodały wspomniane wcześniej, bardzo przeze mnie cenione iskierki do prezentacji muzyki.

Dzięki tej zmianie, i moim zdaniem jest to zmiana zdecydowanie na lepsze, trąbki na przykład wydawały się jeszcze dokładniejsze, bardziej żywe, agresywniejsze, a przez to bardziej naturalne. Jednocześnie, np. na “Body and sound” Billie Holiday (granym z limitowanej edycji GN Records), podczas gdy trąbka była tak fantastycznie precyzyjna i ostra, głos Billie był piękny, nasycony, gładki, głęboki, ze świetnie pokazaną fakturą, i cudownie emocjonalnie angażujący. Jasne więc było, iż “poprawa” w zakresie wysokich tonów nie miała żadnego negatywnego wpływu na doskonałą “lampową”, w najlepszym tego słowa znaczeniu, średnicę LampizatOra. Po prostu ją uzupełniała, czyniąc całość bardziej ekscytującą, bardziej realistyczną.

Kolejny album, także wydany przez GN Records, “Carillon” Ensemble Operarmonica, pięknie pokazał zdolność VP4 Silver do odtwarzania atmosfery nagrania, w tym przypadku dużego kościoła z dużą ilością pogłosu. Ten aspekt prezentacji był kluczem do zbudowania przede mną ogromnej przestrzeni, o niesamowitej głębi, która kreowała wrażenie, jakbym naprawdę siedział w dużym kościele, a nie w swoim pokoju. Z drugiej strony, testowany przedwzmacniacz gramofonowy wykorzystał brzmienie kościelnych organów, by udowodnić, że nie ma problemu z odtworzeniem potężnego dźwięku z dobrze rozciągniętymi, naprawdę głębokimi, a gdy trzeba nawet wręcz grzmiącymi, fizycznie odczuwalnymi najniższymi tonami. Zarówno flet, jak i sopran uzupełniały prezentację nieustannie przypominając mi o tym, jak wyjątkowa, naturalna i nasycona jest średnica LampizatOra VP4 Silver. Doskonała rozdzielczość, bogactwo drobnych detali, znakomita mikro-dynamika, wyraźnie oddane najdrobniejsze zmiany tonalne, wszystko to wzbogacało przekaz czyniąc go jeszcze bardziej naturalnym i przyjemnym dla ucha.

Swoją akustyczną przygodę kontynuowałem ze słynnym “Koeln Concert” Keitha Jarreta. Jak już wspominałem, posiadam dwa półprzewodnikowe przedwzmacniacze gramofonowe i wiele topowych urządzeń tego typu, które testowałem, również opartych były na tranzystorach. A jednak ten konkretny album zawsze, zawsze (!) brzmi absolutnie najlepiej z (topowymi) lampowymi przedwzmacniaczami gramofonowymi. Takimi jak LampizatOr VP4 Silver. Ilekroć ktoś mnie pyta, co takiego wyjątkowego jest w lampach, sugeruję, by posłuchał nagrań takich jak to właśnie z lampowym przedwzmacniaczem/DAC/wzmacniaczem. Barwa fortepianu, głębia jego brzmienia, jedwabiście gładki flow muzyki, wrażenie jakby spektakl odbywał się przede mną, a nie został nagrany, przetworzony i tak dalej, dziesiątki lat temu – wszystko to sprawia, że muzyka brzmi po prostu niebywale naturalnie. Pomruki muzyka, tupanie stóp, namacalność instrumentu, cała koncertowa atmosfera kreowana po części przez odgłosy dochodzące od strony publiczności – wszystkie te elementy łączyły się w niesamowicie płynny, a jednocześnie potężny, niesamowicie wciągający, genialny, niezapomniany występ.

Tak przynajmniej było z testowanym LampizatOrem, podobnie jak niegdyś z Kondo, Audio Tekne, Brinkmannem, Ypsilonem, czy (hybrydowym) Tenor Audio. Przy tak przekonującej, organicznej wręcz prezentacji sesja odsłuchowa staje się czymś więcej niż tylko zwykłym słuchaniem nagranej muzyki. Staje się głębokim, osobistym doświadczeniem, które można przebić jedynie uczestnictwo w nagranym wydarzeniu. Jednakże, dopóki nie powstanie wehikuł czasu, cofnięcie się w czasie i wzięcie w nim udziału nie będzie możliwe, więc nagranie “Koeln Concert” musi nam wystarczyć. Warto więc słuchać go z tak znakomitym partnerem jak LampizatOr VP4 Silver, który wykonał swoje zadanie wybornie, dzięki czemu siedziałem jak zahipnotyzowany słuchając całego albumu, i wracałem do niego jeszcze kilka razy przed oddaniem testowanego urządzenia.

Jednym z moich kolejnych ulubionych albumów jest “Flamenco puro live”. To znakomite nagranie i wydanie (Decci) jeszcze jednego fenomenalnego (zwłaszcza jeśli zostanie odpowiednio odtworzony) występu. Tych, którzy znają to nagranie i obawiają się, że z lampowym phonostage’em, takim jak LampizatOr VP4 Silver, nie będzie w nim wystarczająco dużo ognia i pasji, uspokajam – polski przedwzmacniacz radzi sobie z tą realizacją fantastycznie! Pasji w głosie wokalisty wystarczyłoby na kilka albumów. Głos był potężny, faktura i barwa absolutnie naturalne, a pasja i energia bardzo przekonujące. Kolejnym równie naturalnym i przekonującym elementem było klaskanie – prawie tak samo ważna część flamenco jak śpiew, gitary i taniec. I zawsze jeden z najtrudniejszych do zaprezentowania w naturalny, przekonujący sposób, przynajmniej na poziomie, jaki oferował LampizatOr. Gitara, czyli “mój” instrument, została zaprezentowana w bardzo dokładny i przekonujący, prawdziwy sposób. Usłyszałem czysty, a jednocześnie nasycony, szybki, energiczny i żywy dźwięk – czyli wszystko, czego można oczekiwać od tego instrumentu w rękach mistrza flamenco.

I wreszcie, co nie mniej ważne, taniec. Tak, to najbardziej oszałamiający wizualnie element każdego pokazu flamenco, a także tego konkretnego wyłącznie dźwiękowego (!) nagrania. Powiem więcej, to tak naprawdę najbardziej niezwykły i imponujący element tej realizacji. Oczywiście nie możemy zobaczyć tancerzy oczami, i to właśnie sprawia, że przekazanie ich występu jest tak trudnym zadaniem. Jednak na tym albumie można ich “zobaczyć” za pomocą uszu i odrobiny wyobraźni, pod warunkiem, że zostanie on tak wyjątkowo dobrze, jak w tym przypadku, zagrany. A LampizatOr VP4 Silver był bardzo przekonujący w przekazywaniu wszystkich szybkich, mocnych impulsów produkowanych przez buty tancerzy. Mogłem niemal “zobaczyć” drewnianą podłogę, na której odbywał się występ i która błyskawicznie i mocno „odpowiadała” na każde tupnięcie. Widziałem nawet kurz unoszący się z niej i wirujący w powietrzu oraz hipnotyzujące ruchy tancerzy flamenco. A całą tę wizualizację zapewniały jedynie dwie kolumny i dostarczający do nich sygnał system z LampizatOrem VP4 Silver w roli głównej. Na co komu obraz?

Bez względu na to, jak gorące wydarzenia rozgrywały się na scenie, LampizatOr przekazywał je w sposób pełen pasji, energiczny, a jednocześnie doskonale uporządkowany. Cóż to był za występ zarówno w wykonaniu Paco Peny i jego grupy, jak i LampizatOra VP4 Silver! Poziom był tak wysoki, że nawet wydanie znacząco wyższej kwoty na przedwzmacniacz gramofonowy mogłoby nie dać lepszych rezultatów. Nie mogę tego udowodnić, ale bazując na moim doświadczeniu wydaje mi się, że testowany przedwzmacniacz gramofonowy byłby w stanie dotrzymać kroku (pod względem jakości i wyrafinowania) nawet (dużo, dużo) droższym wkładkom, a efektem byłby zapewne jeszcze bardziej wyrafinowany, jeszcze doskonalszy, bardziej realistyczny dźwięk.

Do tej pory mogłoby się wydawać, że słuchałem z LampizatOrem wyłącznie nagrań akustycznych, a tak nie było. Ogólnie rzecz biorąc, słucham więcej nagrań akustycznych niż elektrycznych lub elektronicznych, a większość dobrych komponentów lampowych gra te pierwsze w bardzo szczególny sposób, więc i w czasie testów dostają dużo okazji, by się wykazać. Nie inaczej było w przypadku VP4 Silver. Jednakże wszechstronne przedwzmacniacze gramofonowe, a te topowe, z LampizatOrem włącznie, do nich należą, potrafią zagrać każdy rodzaj muzyki. Odsłuchując polskie phono po raz pierwszy od dłuższego czasu sięgnąłem choćby po “I got the T-Bone Walker Blues” Roya Gainesa (na płycie Groove Note). Kluczem do muzyki bluesowej są prawdziwe emocje po stronie wykonawców, a po stronie systemu umiejętność przekazania ich w możliwie najdokładniejszy, czy raczej najprawdziwszy, najbardziej przekonujący i “zarażający” słuchacza sposób. Innym kluczowym elementem jest również PRAT, dzięki któremu słuchacz może poczuć i podążać za tempem i rytmem, a muzyka jest prezentowana z doskonałym timingiem.

Prezentacja PRATu (tempo, rytm i timing) wbrew pozorom nie jest sprawą prostą. Wydaje się, że urządzenia półprzewodnikowe mają tu przewagę, ale lampowe, te dobre, jak VP4 Silver, także prezentują go w “bardzo dobry”, a niektórzy mogą powiedzieć “wystarczająco dobry” sposób. Co to znaczy? Może i nie są w stanie dorównać najlepszym tranzystorowym konkurentom pod względem szybkości i zwartości niskich tonów, ale gdy muzyka zaczyna płynąć, przestaje to mieć jakiekolwiek znaczenie. Ponieważ timing, tempo i rytm są nadal prezentowane w naprawdę dobry, przekonujący sposób, a jeszcze ważniejsza jest niesamowita, bogata tonalnie, nasycona, zniuansowana średnica, która odpowiada za kluczowe wokale i gitary elektryczne, ale i dynamika, której braków nie da się lampowym urządzeniom zarzucić.

Niemniej, to warstwa emocjonalna tej muzyki, która została przekazana w bardziej przekonujący, bardziej naturalny sposób niż jest to w stanie zrobić jakiekolwiek znane mi urządzenie tranzystorowe, przyczyniła się do ogólnego tak wciągającego, niemal uzależniającego odbioru prezentacji. Oczywiście to kwestia indywidualna, który aspekt prezentacji jest ważniejszy, ale mnie Lampizator VP4 Silver w tym momencie ostatecznie do siebie przekonał. Z konkurentów, którzy zapadli mi szczególnie w pamięć, tylko Tenor Audio Phono 1 ze swoim przepotężnym, super-niskim, ale doskonale kontrolowanym basem pokazał ten konkretny album i kilka innych z tego gatunku w jeszcze bardziej przekonujący sposób. Jednak już pod względem dynamiki przewaga tego kosztującego ponad 50 tys. dolarów urządzenia była niewielka.

Uwielbiam bluesa, byłem na wielu fantastycznych koncertach i od systemu audio wymagam naprawdę dobrego (niekoniecznie perfekcyjnego, stąd “wystarczająco dobry”) PRAT-u i odpowiedniej więzi emocjonalnej z wykonawcami. To LampizatOr VP4 Silver zrobił perfekcyjnie grając dla mnie ten album. Nie była to jednak jedyna wybitna cecha tego grania. Saksofon brzmiał tak gładko, tak nasyconym, głebokim, namacalnym dźwiękiem, że wydawał się być ze mną w moim pokoju. Trąbka była imponująco czysta, otwarta i agresywna, ale nigdy nie przekroczyła granicy, która oddziela realistyczne brzmienie tego instrumentu od takiego, które czyni go nieprzyjemnym. Moim zdaniem (!) urządzenia lampowe są po prostu lepsze, bardziej przekonujące w prezentacji nagrań koncertowych (pod względem obecności, namacalności, głębi i nasycenia dźwięku), a testowane phono było tego doskonałym przykładem. Co wiecej, nie miałem już żadnych wątpliwości, że VP4 Silver należy do garstki najlepszych przedwzmacniaczy gramofonowych, jakie kiedykolwiek gościły w moim systemie. Nie był co prawda tym absolutnie najlepszym z najlepszych, bo ten tytuł wciąż zarezerwowany jest dla urządzenia marki Tenor Audio, ale był za to najtańszym pośród garstki topowych i mogłem sobie z łatwością wyobrazić, że zostaje u mnie na stałe i daje mi równie wiele radości, co Pacifc 2 na cyfrowym froncie.

A propos wszechstronności. Zainspirowany świetną prezentacją, w której uczestniczyłem kilka dni temu w Monachium w pokoju FM Acoustics (choć gdy tam byłem prowadził ją Touraj Moghaddamu z Vertere Acoustics, którego gramofon był używany jako analogowe źródło sygnału), odtworzyłem płytę, która zdążyła się już u mnie nieźle zakurzyć na półce – koncertowy album Pink Floyd “Pulse”. Najpierw włączyłem stronę z fantastycznym utworem “The Great Gig In The Sky”, a następnie “Money”, ale po tym doświadczeniu wróciłem do pierwszej strony pierwszej płyty i przesłuchałem wszystkie cztery (osiem stron). Nie jest to jakaś wybitna, audiofilska realizacja, ale całkiem niezła, a LampizatOr VP4 Silver znalazł sposób, by to udowodnić i zapewnić mi kolejny wciągający, ekscytujący wieczór tym razem z elektryczną muzyką.

Nie było to tak naprawdę żadnym zaskoczeniem – w końcu testowany przedwzmacniacz udowodnił już wcześniej swoją biegłość w prezentowaniu gęstej, acz czystej, rozdzielczej, namacalnej średnicy i doskonałych skrajów pasma. Wiedziałem, że oddanie atmosfery wydarzenia było również w zasięgu jego możliwości, podobnie jak wysokiej energii i dynamiki występu oraz dostarczenie wszystkich drobnych szczegółów i smaczków, nawet tych ukrytych głęboko w miksie. Te ostatnie elementy zostały zaprezentowane z imponującą klarownością i intensywnością, acz bez czynienia z nich centralnych elementów muzyki, dopełniając i wzbogacając prezentację. Mimo tego, to wokale najbardziej przyciągały uwagę na całym albumie, wraz z gitarą Gilmoura (rzecz jasna!). Czy to śpiewane, czy mówione, ludzkie głosy wywoływały u mnie gęsią skórkę, a nie ma lepszego dowodu na przekonującą prezentację nagrania, niż bezwiedne reakcje ciała słuchacza. Świadczyły one o klasie prezentacji i umiejętności całkowitego zaangażowania słuchacza w rozgrywające się na scenie wydarzenia.

Po tym doświadczeniu sięgnąłem po kolejny ulubiony i nieco zakurzony koncert rockowy, czyli album zatytułowany po prostu “Live” australijskich weteranów z AC/DC. Jak każdy klasowy przedwzmacniacz gramofonowy, tak i VP4 Silver na wstępie dał mi do zrozumienia, że jakość nagrania nie należy do zalet tego albumu. A potem… było już tylko lepiej. Bo już po kilku sekundach jakość nagrania przestała mieć znaczenie i zaczęła się zabawa. LampizatOr bez wysiłku podążał za tempem, pewnie prowadził rytm, świetnie przekazywał tę niesamowitą australijską energią, zmuszając moje ręce i stopy do wystukiwania rytmu,  a mnie, ku utrapieniu moich sąsiadów, do śpiewania wraz z Brianem Johnsonem. Krótko mówiąc – świetnie się bawiłem! Nie wszystkie lampowe przedwzmacniacze gramofonowe potrafią tę muzykę przekazać w tak przekonujący, wręcz zaraźliwy i uzależniający sposób jak to zrobił LampizatOr VP4 Silver dowodząć, że energetyczne, rockowe, czy nawet heavy metalowe granie nie jest dla niego problemem.

Na koniec odsłuchów wyciągnąłem kilku moich ulubionych albumów z muzyką klasyczną, w tym oper. Jedną z nich była “Carmen” z Leontyne Price wydana przez RCA Red Seal, która wciągnęła mnie bez reszty już od pierwszych taktów uwertury. Wiem, że mój system analogowy, czyli gramofon, ramię i wkładka, to prawdziwi kilerzy w zakresie dynamiki, nasycenie muzyki energią i utrzymanie każdego elementu prezentacji w ryzach. W przypadku każdego przedwzmacniacza gramofonowego chodzi więc o to, by potrafił nadążyć za gramofonem. Niewiele urządzeń lampowych jest w stanie to zrobić, ale LampizatOr bez wysiłku, swobodnie dołączył do najlepszych konkurentów jakich znam nic sobie nie robiąc nawet z najbardziej złożonych, najintensywniejszych fragmentów łączących wielką orkiestrę ze śpiewakami i chórami.

I tak uwertura zaczęła się z prawdziwym ogniem zachwycając jednocześnie skalą i rozmachem prezentacji, a następnie nastąpiło płynne przejście do dobrze mi znanej historii pięknej Cyganki i Don Jose. Znowu dała znać o sobie wysoka ekspresyjność i umiejętność wciągania słuchacza bez reszty w kreowany w nagraniu świat, przez co koniec historii pięknej Carmen nadszedł zaskakująco szybko. Głos Leontyne Price był piękny jak zawsze, głęboki, potężny i magnetyczny. Scena była ogromna, jej najdalszy kraniec znajdował się w odległości kilkudziesięciu metrów, a perspektywa była dość szeroka, sprawiając że czułem się jakbym siedział w operze w jednym z pierwszych rzędów widowni. Podążanie “wzrokiem” za poruszającymi się śpiewakami było łatwe jak nigdy dotąd dzięki precyzji i obfitości szczegółów oraz wykorzystaniu wszystkich informacji dotyczących akustyki zawartych w nagraniu i doskonale wykorzystanych przez system. Orkiestra, gdy dostawała okazję, pokazywała całą swoją wielką moc, dynamikę i rozmach w stopniu, jaki ledwie kilka topowych przedwzmacniaczy gramofonowych zaprezentowało kiedykolwiek wcześniej w moim pokoju. A jednak to Carmen, Don Jose i inni główni bohaterowie przyciągali nieustannie moją uwagę swoimi niezwykle emocjonalnymi, obecnymi i tak wyjątkowo angażującymi występami. Krótko mówiąc, LampizatOr VP4 Silver, również w przypadku tak dużych, złożonych spektakli, wykonał wspaniałą robotę, dostarczając je w precyzyjny, uporządkowany, energiczny i wysoce ekspresyjny sposób. Co na tym końcowym etapie odsłuchów nie było już żadnym zaskoczeniem, a jedynie potwierdzeniem jego przeogromnych możliwości.

Podsumowanie

Od lat kibicuję polskim producentom sprzętu audio, licząc na to, że ich produkty osiągną światowy poziom. Jestem naprawdę szczęśliwy i dumny widząc jak coraz więcej z nich podbija liczne rynki na całym świecie oferując znakomite, dobrze wykonane, świetnie wyglądające produkty. W naszym kraju powstało już kilka ciekawych przedwzmacniaczy gramofonowych takich marek jak J.Sikora (niestety już nieprodukowane), RCM, Closer Acoustics, Muarah, a w przygotowaniu są kolejne (z oczywistych względów nie mogę na razie wymieniać nazw). Niemniej jednak, w mojej opinii, LampizatOr VP4 Silver wyróżnia się spośród wszystkich, które miałem okazję przesłuchać, jako zdecydowanie najlepszy z nich.

Jest to prawdziwie high-endowe urządzenie oferujące poziom jakości, wyrafinowania i muzykalności, który osiągneła, bądź przekroczyła dotąd tylko garstka absolutnie topowych phonostagy, jakie testowałem na przestrzeni lat. A są wśród nich produkty takich marek jak Tenor Audio, Kondo, Audio Tekne, czy Ypsilon, a więc nazwy mówiące same za siebie, z najwyższej półki przedwzmacniaczy gramofonowych, które dodatkowo kosztują znacznie więcej niż LampizatOr. Mówiąc wprost, jest to produkt, który powitałbym w swoim systemie z otwartymi ramionami i może pewnego dnia uda mi się to zrealizować. Jesli tak się stanie wykonam kolejny krok s tronę realizacji mojej idee fix, czyli posiadania w pełni polskiego high-endowego systemu.

Aczkolwiek… warto zauważyć, iż cennik LampizatOra zdradza, że na horyzoncie pojawił się już następny flagowiec i tak, nazywać się będzie Horizon Phono Silver. Więcej na jego temat przeczytacie w wywiadzie z Łukaszem Fikusem i Andrzejem Hutnikiem, który znajdziecie TU. Póki co, LampizatOr VP4 Silver jest fantastyczną propozycją i to nie tylko w cenie 12 tys. euro, ale i niezależnie od ceny. Jeśli szukacie przedwzmacniacza gramofonowego nawet w przedziale do 20-25 tys. euro, a może i jeszcze droższego, VP4 Silver powinien znaleźć się na krótkiej “obowiązkowej” liście do odsłuchu, szczególnie (choć nie tylko) dla miłośników/posiadaczy DACów tego producenta! Nawet wiedząc, że nadchodzi nowy flagowiec, nie mogę oprzeć się potrzebie przyznania Lampizatorowi VP4 Silver naszej nagrody dla najlepszych testowanych urządzeń. Oto więc w pełni zasłużony

Cena (w czasie recenzji): 

  • LampizatOr VP4 Silver (single ended): 12 kEUR
  • LampizatOr VP4 (single ended): 8 kEUR

Producent: LAMPIZATOR

Specyfikacja techniczna (wg producenta):

  • Wejścia: 3 x RCA (2 x MC, 1 x MM)
  • Wyjście: 1 x RCA
  • Wzmocnienie: Łącznie 3200x, (70 dB)
  • Współpraca z wkładkami typu: MM i MC
  • Liczba ustawień obciążenia wejściowego: 5 dla wejścia MC, 1 dla wejścia MM
  • Poziom wyjściowy na przeciętnym materiale muzycznym: 2 V pp
  • Wyjściowy headroom: 10x
  • Pobór mocy: 60W
  • Zasilanie AC: 110/115/220/230V AC / 50 – 60Hz
  • Zestaw lamp: 4 x 6N2P-B, 4X6N2P, 2x 6N6P, 1X6X5, 1 x Nixie
  • Wymiary: 43x51x13 cm (szer. x gł. x wys.)
  • Waga (netto / brutto): 17 kg / 25 kg (19/27 z miedzianą pokrywą)
  • Zasilacz: w pełni liniowy, 150 W, w pełni regulowany dla każdego punktu poboru mocy
  • Płatne opcje: miedziana pokrywa, zapasowy zestaw lamp

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific 2 + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Circle Labs M200
  • Przedwzmacniacz: Circle Labs P300
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Bastanis Imperial x2, Soyaton Benchmark, Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet
  • Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 i CIS-35