Audiodinamica BeCube

by Dawid Grzyb / January 31, 2020

Dwa białe pudełka. Mały rozmiar. Duża moc. Włoskie pochodzenie. Niezgorszy wygląd. Rozsądna cena. Niemożliwe? Producent monobloków Audiodinamica BeCube twierdzi co innego. Smacznego!

Wstęp

Niniejsza publikacja jest jedną z tych, które rozpoczęły się w Monachium w maju 2019 roku. Obskoczenie parteru wystawy High End na samym początku, to moja rutyna. W pewnym momencie przywiało mnie do stoiska nowopowstałej włoskiej firmy Audiodinamica, po krótce przedstawionej w tym miejscu . Kilka wizualnie podobnych, tj. minimalistycznych i kompaktowych, a także rozsądnie wycenionych kostek o różnej funkcjonalności, na miejscu dało całkiem niezły popis razem z jedną z wariacji nt. konstrukcji LS3/5A. To był dobry start, nawet pomimo przeszkód w postaci otwartego obszaru i innych wystawowych niedogodności. W celu otworzenia formalnego kanału komunikacyjnego, zostawiłem swoją wizytówkę w rękach jednego z założycieli. Dwie monofoniczne końcówki mocy – Audiodinamica BeCube – zostały mi wysłane po wymianie kilku mejli.
Firm Audiodinamica to efekt wysiłków trzech założycieli. Gianluca Sperti jest odpowiedzialny za projektowanie produktów i ich testowanie. Proste symetryczne historie z minimum zniekształceń i wysoką dynamiką to jego konik. Studia inżynierskie w Turynie oraz Londynie, plus uzyskany w Milanie tytuł magistra biznesu powiązały Gianlucę z przemysłem lotniczym 15 lat temu, natomiast ścieżkę DIY Włoch obrał dekadę wstecz. Celem było zbudowanie wzmacniacza, który umożliwiłby mu odsłuch muzyki tak, jak lubi najbardziej, tj. głośniej niż po prostu głośno. Mój włoski kontakt opisał swój stosunek do lamp próżniowych, a w szczególności mało znanych przemysłowych modeli w okresu II wojny światowej, jako miłość i uzależnienie. Zapytany o ulubiony typ produktów audio, wyszczególnił masywne piece lampowe o małej mocy, tuby wysokiej skuteczności, przedwzmacniacze gramofonowe oraz przetworniki c/a. W wolnych chwilach, no i naturalnie w zależności od pory roku, Gianluca uskutecznia snowboarding oraz windsurfing.
Francesco Matera określił testowanie oraz montaż nie tylko jako jego kluczowe zadania wewnątrz firmy, ale też prywatnego Świętego Graala. Facet po prostu to lubi. Po ukończeniu wydziału inżynierii na Politechnice Turyńskiej blisko dwie dekady temu, Francesco podjął pracę w sektorze środowiskowym, choć w jego życiu zawsze było dużo muzyki. Potrafił śpiewać zanim zaczął mówić, a wzmacniacz z pierwszego systemu audio złożonego w wieku zaledwie 14 lat, spalił po miesiącu użytkowania. Tak się rozpoczęły poszukiwania czegoś lepszego, zarówno pod względem wytrzymałości, jak i jakości dźwięku. Włoch w domowym zaciszu buduje różne sprzęty od około 30 lat, głównie piece lampowe. Jego lista rzeczy ważnych stawia muzykę na żywo, napitki, dobrą kuchnię, bieganie oraz rowery, na równi z produktami firmy Audiodinamica, a w szczególności modelem SUT, no i monitorami LS3/5A. Francesco nie kryje się z tym, że jest marzycielem.
Angelo Zilio jest odpowiedzialny z kierowanie firmy Audiodinamica we właściwym kierunku pod względem sprzedaży i działań marketingowych. Tytuły magistra biznesu, magistra inżyniera oraz doktorat, plus zaliczone uniwersytety w Berlinie, Paryżu i Lionie jasno dają do zrozumienia, że jest bardzo dobrze wykształcony. Angelo od ośmiu lat zajmuje się eksportem w kilku krajach, a od czterech także wykładaniem marketingu, strategii oraz zarządzania na uniwersytecie w Saint-Étienne. Francesco i Gianluca od jakiegoś czasu mieli gotowy modułowy przedwzmacniacz z wyjściem słuchawkowym, który Angelo we własnych czterech ścianach wykorzystał do słuchania muzyki bez narzekań sąsiadów. Prywatnie jest miłośnikiem łodzi oraz koneserem czekolady.
Audiodinamica ma swoją siedzibę w Turynie i jest firmą-córką założonej w maju 2017 roku spółki IIA (Innovation In Audio). Gianluca wyjaśnił, że każdy produkt jej banderą jest montowany w ich warsztacie. Tam też mieści się cały dział R&D; symulacje, projekty płytek drukowanych, selekcja komponentów, odsłuchy ewaluacyjne oraz kontrola jakości. Usługi realizowane przez firmy zewnętrzne obejmują wykonywanie obudów, ich malowanie, wytrawianie płytek, przygotowywanie opakowań i tym podobne rzeczy. Nie jest to absolutnie żadne zaskoczenie. Zespół Audiodinamica polega także na współpracy (wzornictwo, mechanika) z lokalnym studiem projektowym – lamatilde. Jego załoga to otwarci młodzi ludzie niepowiązani z branżą audio, co jest atutem i inspiracją dla trzech Włochów.
Model biznesowy Audiodinamica jest oparty na sprzedaży bezpośredniej, z kilkoma wyjątkami w krajach, w których by się po prostu nie sprawdził. Podczas naszej wymiany mejlowej Gianluca wyraźnie docenił zalety obydwu rozwiązań, choć wyraził prywatne ciągoty do cen produktów Audiodinamica możliwie tak niskich, jak to tylko możliwe, plus bezpośredniego kontaktu z klientem. Włoch sprawił wrażenie doskonale świadomego potencjału dystrybucyjnej mocy sprawczej na lokalnych rynkach, któremu wysiłki pojedynczej firmy nastawionej na sprzedaż bezpośrednią nie są w stanie dorównać. Wystawy, kontakty z prasą czy reklamy pokazane we właściwych miejscach to są rzeczy, obok których ciężko przejść obojętnie, choć mój włoski korespondent doskonale o nich wiedział. Wszystko, czego dowiedziałem się do tego momentu miało sens, bez bujania w obłokach i niczym niepodszytych snów o sławie i bogactwie. Dlatego też dalsze plany rozwoju firmy Audiodinamica uwzględniają sfinalizowanie nadchodzących produktów (przedwzmacniacz, streamer/DAC, modularny wzmacniacz zintegrowany, półka pod firmowy sprzęt plus kolumny), zwiększenie zdolności produkcyjnej, ekspansję bazy klientów, uczestnictwo w najważniejszych wystawach oraz reklamy. Natomiast zapytany o fundamentalny cel przedsięwzięcia pt. Audiodinamica, Gianluca wskazał wizualnie nowoczesne i wydajne produkty za rozsądne pieniądze, choć naszpikowane technologią zarezerwowaną dla sporo droższych dóbr. Facet musiał się uśmiechać od ucha do ucha w momencie pisania tych słów.

Budowa

Każde z dwóch piankowych pudełek było wciśnięte w ciekawie przyozdobiony kartonowy rękaw. Całość opakowania prezentowała się dobrze i stanowiła przyjemną odskocznię od klasycznych widoków, natomiast wszędobylska pianka była gwarantem dostarczenia komponentów w stanie nienaruszonym. Wewnątrz znalazłem najzwyklejsze w świecie przewody zasilające plus krótką instrukcję obsługi. Jeden monoblok BeCube mierzy (wys. x szer. X gł.) 150 x 150 x 150 mm, a jego masa to niespełna trzy kilogramy. Bardzo duża moc wyjściowa, tj. 130/250W przy odpowiednio 8/4Ω (1kHz, 1% THD) daje jasno do zrozumienia z czym się w niniejszej publikacji mierzymy, a kolejne liczby to potwierdzają. Zniekształcenia plus szum poniżej 0.0024% przy 100W. Szum wyjściowy poniżej 30 uVrms. Impedancja na wejściu/wyjściu odpowiednio o wartościach 47kΩ/1.5mΩ. Pasmo przenoszenia od 10 Hz do 50 kHz. 350W maksymalnego poboru prądu. W kontekście niewielkich rozmiarów BeCube, spodziewanie się czegokolwiek innego niż klasa D byłoby śmieszne.
Gianluca zapytany o wzornictwo produktów Audiodinamica wyjaśnił, że celem wszystkich trzech współzałożycieli był kształt tak prosty, jak to tylko możliwe. Sześcienna forma wydała się im równie nieskomplikowana, co funkcjonalna. Powiedziano kategoryczne ‘nie’ wizualnym udziwnieniom, jakimkolwiek zaokrągleniom oraz ciężkiej obróbce płaszczyzn. Obudowa każdego monobloku BeCube trzyma się za pomocą czterech wkrętów na jej spodzie, całości dopełniają dwa poprzeczne wzmocnienia w środku. Dzięki temu na zewnątrz jest czysto, minimalistycznie, po prostu bezpiecznie. Jak przystało na urządzenie w klasie D, BeCube jest na tyle niedużym produktem, że zajmuje mało miejsca i nie grzeje się nawet pod sporym obciążeniem. Do dyspozycji nabywcy jest sześć głównych wersji kolorystycznych, niektóre za dodatkową dopłatą. Choć jeżeli to za mało, można skorzystać z całej palety RAL. Co więcej, front każdego włoskiego malucha da się zdemontować i zaaplikować na nim kolor inny niż reszta obudowy. Wszystkich dostępnych opcji i ich krzyżówek jest dosłownie gazylion.
Na lekko cofniętym froncie każdego monobloku widać poprzeczną szczelinę, za którą zamontowano palący się na biało pasek LED, a tuż poniżej interesującą grafikę, której znaczenie to najpewniej słodki sekret twórców produktu. Reszta obudowy (wierzch, spód plus dwa boki) tworzy rękaw, w który wsuwany jest szkielet z całą elektroniką i panelem tylnym. Całość spoczywa na cienkiej aluminiowej płycie z dużym piankowym okręgiem, co wyłamuje się z utartego schematu opartego na kolcach czy gumowych podkładkach. Zamontowane na tyle gniazdo IEC z wbudowanym bezpiecznikiem i głównym włącznikiem, sąsiaduje z hebelkowym selektorem wejść, których są w sumie dwa; po jednym RCA i XLR. Umiejscowione nieco niżej przyłącza głośnikowe Mundorfa to ten sam niezniszczalny typ, który jest także w moim kilka razy droższym Trilogy 925. Podsumowując, BeCube wyglądają świetnie, są dobrze zmontowane i mają wszystko, co produkty tego typu mieć powinny. Przydałaby się opcja wyłączenia podświetlenia na froncie, niektórzy od nich stronią, ale to rzecz subiektywna, mi białe światło nie przeszkadzało.
Audiodinamica BeCube są oparte na pracujących w klasie D modułach firmy Hypex. Gianluca wyjaśnił, że w przeszłości miał już do czynienia z serią nCore, jego zdaniem niezawodną, porządnie wykonaną, wydajną i dobrze grającą. Rozwiązania Hypexa były naturalną ścieżką w kontekście kompaktowej formy monobloków BeCube. Jednym z priorytetów była też prostota i widać to w środku produktu. Wyjąwszy przyłącze IEC oraz płytkę z selektorem wejść, jeden w pełni zbalansowany wielozadaniowiec nCore ogarnia całą resztę. Nie było nawet potrzeby modyfikowania tego modułu. Na początku Gianluca brał pod uwagę obniżony współczynnik wzmocnienia (fabrycznie ustawiony na poziomie 25dB), choć przedwzmacniacz Włochów z tym samym parametrem o wartości 9dB załatwił temat. Warto natomiast wiedzieć, że to moje pierwsze spotkanie z półproduktami Hypexa. Nie słyszałem ich przyodzianych ani w droższe, ani tańsze ciuchy. Dlatego też nie mogę powiedzieć, czy zrobienie własnej maszyny na podstawie układów w środku BeCube zagrałoby tak samo, lepiej, albo gorzej. Na tę chwilę dla mnie jest ot rzecz nieistotna, w przeciwieństwie do tego, jak włoskie sześciany grają.

Dźwięk

W celu sprawdzenia ile monobloki BeCube były warte, moja główna platforma musiała zostać zmodyfikowana. Na początku transport fidata HFAS-S10U podał sygnał do przetwornika Lampizator Pacific (KR Audio T-100/Living Voice 300B + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.). Dalej w kolejce był przedwzmacniacz Thöress DFP, końcówki mocy BeCube, kable głośnikowe Boenicke S3, a na końcu podłogówki W11 SE+ tego samego producenta. Nie obeszło się bez sieciówek LessLoss C-MARC i kondycjonera GigaWatt PC-3 SE EVO+, połączonego ze ścianą za pomocą kabla LC-3 EVO, też GigaWatta. Zagrały dwa zestawy łączówek RCA Audiomica Laboratory Excellence z modyfikacją Amber), oraz kable XLR Noir rodzimej firmy Forza AudioWorks. Tor USB uwzględnił modele iGalvanic3.0, micro iUSB3.0 oraz trzy kable Mercury3.0, wszystkie iFi audio. Popatrzyłem na ten system i tak sobie pomyślałem, że w kontekście ceny włoskich sześcianów stanowił przerost formy nad treścią, scenariusz mało prawdopodobny. Miałem kilka ciekawszych urządzeń pod ręką.
Już przed przystąpieniem do oceny BeCube wiedziałem, że mój główny system nie sprawdzi się jakoś szczególnie. W którymś momencie i tak go wykorzystałem, wolność Tomku w swoim domku, ale moja domowa platforma (monitory Boenicke W5, przetwornik AMR DP-777 SE i końcówka mocy NuForce STA-200) miała po prostu więcej sensu. Mało tego, wzmacniacz stereo firmy NuForce to było urządzenie najbliższe BeCube po kątem funkcjonalności, specyfikacji oraz ceny. Nie identyczne, ale wystarczająco bliskie aby porwać je z domu w drodze do sali odsłuchowej.
Mój stolik, kondycjoner, kable sieciowe, transport oraz świeżo dostarczone podłogówki Boenicke W11 SE+ musiały zostać na miejscu. Nie dysponowałem sprzętem alternatywnym dla nich. Porzuciłem natomiast flagowy przetwornik Lampizatora oraz przedwzmacniacz Reinharda Thöressa. Aby zaliczyć te dwie funkcje, wyposażony w regulowane wyjścia konwerter iFi audio Pro iDSD załatwił temat. Mało tego, w pełni zbalansowany obwód BeCube z pewnością ucieszył się podłączony do topologicznie podobnego brytyjskiego klocka, który miał powyłączane wszystkie upsamplery i był ustawiony do pracy jako czysty tranzystor, a wszystko to w imię maksymalnej transparentności. W celu dalszego ucięcia kosztów, kabel USB Portento Audio Copper Signature zastąpił całą rodzinę iFi audio.
Docelowa platforma składała się z transportu firmy fidata, Pro iDSD w roli konwertera i regulatora głośności, końcówek BeCube w rotacji ze stereofonicznym piecem NuForce’a, a na końcu ze szwajcarskich podłogówek. Kabel głośnikowy S3 musiał pozostać. Oryginalny plan uwzględnił znacznie tańsze przewody LessLoss C-MARC, ale ich widełki nie polubiły się z przyłączami we wzmacniaczu STA-200. Do wyboru miałem zatem albo szaleńczo drogi model S3, albo… zwykły drut. Nie. W każdym razie, rzecz kluczowa rozbijała się o porównanie sześcianów BeCube do końcówki STA-200, a dalej do integry Kinki Studio EX-M1, oczywiście po uprzednim pominięciu regulacji głośności wykorzystanego przetwornika. Na końcu włoskie maluchy zostały sprawdzone w pełnym systemie, tj. z przetwornikiem Pacific i przedwzmacniaczem Thöress DFP przed nimi. Choć to scenariusz z gatunku niemożliwych, kto prasie zabroni?
NuForce STA-200 wylądował w moim domu nie przez przypadek, jego bebechy są bardzo podobne do tych w fantastycznej końcówce Job 222, choć najważniejszy jest tutaj fakt obecności technologii firmy Goldmund w obydwu tych produktach. Ba, model STA-200 był reklamowany jako powstały w wyniku współpracy ludzi z NuForce’a ze szwajcarską firmą. Wiedząc czym jest, kupiłem go. Mało tego, obydwa wyszczególnione tu urządzenia przez chwilę miałem w tym samym czasie pod ręką. Wniosek po ich porównaniu był taki, że w całości podobne do siebie to nie były. STA-200 to ten krąglejszy, treściwszy, spokojniejszy i cieplejszy, natomiast Job 225 zagrał bardziej eterycznie, ale szybciej, dosadniej, bardziej precyzyjnie i otwarcie, całościowo także z większym wdziękiem. Niemniej, w brzmieniu obydwu można było wyczuć charakterystyczny szwajcarski szyk; gładkość, czystość, żywość, wnikliwość, równowagę tonalną, kompletną swobodę, świetną górę pasma oraz dojrzałość typową dla produktów sporo droższych. Te cechy spowodowały, że STA-200 stanowił wręcz idealny punkt odniesienia dla włoskich kostek.
Starcie BeCube z STA-200 było ciekawe. Szybko okazało się, że te produkty miały ze sobą kilka fundamentalnych cech wspólnych. Obydwa okiełznały kolumny W11 SE+ do całkiem sensownego poziomu, co należy rozumieć przez brak walki z dołem pasma, zniekształceń i dudnienia, nawet podczas odsłuchu na poziomie głośności wykraczającym poza rozrywkowy. Rywale dostarczyli przyjemnie czarne tło dla muzyki i ciszę bez niej. Z tej perspektywy wynikową był remis. Tak naprawdę jedyna rzecz, którą zapamiętałem była lekka czkawka BeCube tuż po włączeniu i niezależnie od sprzętu towarzyszącego, natomiast STA-200 był zawsze grzeczny pod tym względem.
Im więcej przesiadek z jednego urządzenia na drugie miałem za sobą, tym więcej różnic pomiędzy nimi powstawało, choć nie urosły one do rangi szczególnie dużych nawet pod koniec krytycznego odsłuchu. Choć Audiodinamica BeCube to jest wzmacniacz oparty na obwodzie w klasie D, to jednak tak się nie zachowywał. Na początku myślałem, że ta topologia zapakowana w małe i niedrogie pudełko to co najwyżej wzmacniający wół roboczy, tj. urządzenie szybkie i mające mnóstwo mocy pod maską, ale barwowo ubogie, wręcz jałowe, o dźwięku wyżyłowanym, prawdopodobnie też ziarnistym, całościowo bez życia i ostro skupionym na detalach. W skrócie, chodzi mi tu o piec niezdolny do ekstrakcji emocji zawartych w muzyce bez pomocy rozsądnie dobranych kompanów. Włoskie maluchy stanowiły przeciwieństwo tego obrazka. Ba, podeptały moje początkowe założenia, tym samym pozostawiając stereotypy powiązane z klasą D za drzwiami. Dobrze.
Sięgając do odmętów pamięci, Job 225 byłby najszybszym, najbardziej otwartym, żywym i lekkim w odbiorze urządzeniem, cięższy STA-200 uplasowałby się gdzieś w środku, a monobloki BeCube wylądowałyby po drugiej stronie tej samej skali, choć całkiem blisko jej środka pomimo to. Rzeczony opis maluje te sześciany jako najtreściwsze i najcieplejsze z całej trójki. Pomijając nieobecnego Joba 225, to właśnie tak bohater niniejszej recenzji wypadł w porównaniu do STA-200; był bardziej przysadzisty na dole pasma, krąglejszy i obecny w szczególności tam, no i schodził odczuwalnie niżej. Nie jakoś drastycznie niżej, ale wystarczająco do tego, aby W11 SE+ grały z większym ładunkiem energii odczuwalnej gdzieś za moim mostkiem. Zapotrzeboawnie tych podłogówek na moc naturalnie dało przewagę włoskim końcówkom nad konkurentem. W odwecie, beneficjent szwajcarskiej myśli technologicznej – STA-200 – tonalnie był bardziej wyrównany. W tym kontekście BeCube pokazał się z nieco doładowanej, wręcz młodzieńczej strony, niemniej moim paczkom było to w smak.
Przesiadki z STA-200 na BeCube i w drugą stronę, były równie przyjemne. Szczuplejsza prezencja tego pierwszego urządzenia ładnie dogadała się z pasmem od średnich tonów wzwyż, co poskutkowało ładnie zestrojonym balansem, połączonym z mieszanką typowych szwajcarskich cech. Z kolei włoska, bardziej grawitacyjna postawa z podporą w postaci hojnej mocy na wyjściu, przełożyły się na odczuwalnie więcej powietrza propagowanego a moim pomieszczeniu odsłuchowym. BeCube wypełniły potężniejsze i głębsze obszary muzyczne wirtualnymi posturami większymi i bliższymi, co było kolejną rzeczą, którą polubiły moje kolumny. Ba, one rozmachem scenicznym żyją. Muzyczne tło prawdziwie spektakularnych rozmiarów, szerokie kontrasty dynamiczne oraz wolność od jakichkolwiek oznak rozwodnienia, spowodowały efekt równie skoczny i duży, co żywy. Choć kluczowe było to, że za ów rezultat odpowiedzialne były dwie niewielkie kosteczki podłączone do kolumn o gabarytach, które można śmiało uznać za normalne, wręcz salonowe. Tak potężna i swobodna ściana dźwięku zrobiłaby wrażenie na niejednej osobie. Kilku odwiedzających opuściło moje skromne progi lekko zdziwionych, a dwie osoby wręcz osłupiałe.
Pod względem kontrastów dynamicznych, dużych obrazów muzycznych i innych czynników przekładających się na czystą zabawę, wiele osób odebrałoby STA-200 jako piec niekoniecznie ograniczony, ale grający dźwiękiem mniejszym w porównaniu do BeCube. W tym sensie klocek NuForce’a był skromniejszy i bardziej cywilizowany, choć za cenę wyższego wyrafinowania, balansu i szwajcarskiej ekspresji. Ten produkt i inne podobnie grające maszyny (Job 225, LinnenberG Liszt i Bakoon AMP-13R na samym szczycie) nigdy nie idą w skrajną czy przebojową stronę. Współdzielone przez nie szerokie pasmo, tranzystory Exicona plus sprytnie zaprojektowane obwody, dają rezultat w postaci dojrzałości i wysokich ocen w całym spektrum. Co prawda STA-200 nie pasuje do tej grupy równie dobrze co Job 225, ale jest gdzieś w okolicach, natomiast Audiodinamica BeCube od tej gromady odstają. W moim systemie te sześciany faworyzowały bardziej uziemiony, treściwszy przekaz aniżeli wilgoć serwowaną w lekki sposób. Dół pasma włoskie monobloki miały doładowany i muskularny, za cenę tonalnej fali. Kontury rysowane przez nie miękkim pędzlem zamiast ostrego ołówka, przełożyły się na źródła pozorne przyjemnie okrągłe i mniej wyżyłowane. Precyzyja w izolacji pojedynczych kształtów oraz wyrazistość pozostały na drugim planie. BeCube operowały podwyższoną temperaturą i masą zamiast idealnego balansu. Pod względem wieku, te końcówki były po prostu młodsze w porównaniu do STA-200, choć żadne to przewinienie w kontekście ceny tych maleństw. Mają po prostu inaczej zorganizowaną listę priorytetów.
Dźwięk STA-200 był bardziej radosny, płynny, otwarty i jaśniejszy, podczas gdy BeCube dostarczył wrażenia grubsze, intensywniejsze oraz, z uwagi na instrumenty i wokale większe i bliższe odbiorcy, bardziej intymne i rozbudowane pod względem wielkości muzycznego obrazu. W moim systemie obydwa przyrównane produkty wygenerowały porównywalnie czysty obraz za źródłami pozornymi, no i nie był krzykliwe. Ani trochę, ani razu. Dwa zróżnicowane podejścia do przedstawiania dźwięku to rzecz powiązana z synergią lub jej brakiem w konkretnym systemie, stąd kwestia dyskusyjna. Natomiast fundamentalna robota wykonana przez BeCube i STA-200 była ta sama pod względem jakości. Mam tu na myśli zręczne uniknięcie kilku pułapek; przesadnie grubego woalu, napompowania, wysokotonowej ostrości, spadku rozdzielczości, ograniczeń obrazowania, płaskości czy jakichkolwiek ruchów ekstremalnych w którąkolwiek stronę. W kontekście ceny przyrównanych sprzętów był to niczego sobie wyczyn.
Po przygodach powyżej model STA-200 zrobił miejsce dla integry Kinki Studio EX-M1, w przypadku której regulacja głośności Pro iDSD musiała zostać pominięta, choć włoskie monobloki były przez nią obsługiwane cały czas. Drabinka w chińskim wzmacniaczu najpewniej jest lepsza w porównaniu do potencjometru w wykorzystanym w teście konwerterze. Niemniej, aby w mieć stuprocentową pewność musiałbym EX-M1 odesłać do producenta w celu wykonania modyfikacji ‘+’, która umożliwiłaby wejście prosto na końcówkę mocy tego sprzętu. Nie, dzięki. Tak czy inaczej, wyszczególnione tu warunki porównawcze i ich ograniczenia są powodem, dla którego sugeruję konfrontację poniżej traktować z przymróżeniem oka.
Kinki Studio EX-M1 rok temu okazał się być prawdziwym monstrum, które podłączone do kolumn Boenicke W8 szybko uporało się z moim Trilogy 925 z tym samym obciążeniem. Chiński piec był lepszy pod względem skali, szybkości, niskotonowego uderzenia, otwartości oraz tonalnej równowagi. Ba, po prostu miał dokładnie to, czego W8-kom było potrzeba i w przypadku modelu W11 SE+ ten stan rzeczy się utrzymał. Monobloki BeCube w tej konfrontacji zagrały krąglej, spokojniej, gęściej, mniej otwarcie i skromniej pod względem detali. EX-M1 był bardziej dziki, szczuplejszy, scenicznie większy i całościowo śmielszy, choć schodził z dołem pasma porównywalnie nisko. Włoskie końcówki były optycznie mniejsze i łagodniejsze, natomiast srebrna integra porzuciła krągłości i ciepło na rzecz większej porcji powietrza pomiędzy instrumentami oraz wnikliwości. Ujmując rzecz skrótowo, pod względem scenicznej objętości, przyłożenia i innych powiązanych czynników, monobloki BeCube wylądowały w starciu z EX-M1 mniej więcej tam, gdzie STA-200 uplasował się w porównaniu do nich.
Warto mieć na uwadze, że EX-M1 zagrał najlepiej z W11 SE+ ze wszystkich urządzeń, które miałem pod ręką. Miał po prostu synergiczną przewagę z tymi konkretnymi paczkami. Niemniej, BeCube nie zapadły się w sobie podczas starcia z tą integrą, nic podobnego. Owszem, te maluchy pasowały do szwajcarskich kolumn mniej, ale i tak zagrały z nimi na wysokim poziomie, zdecydowanie wartym zachodu.
Na tym etapie bardzo byłem ciekaw wyniku wpięcia włoskich sześcianów w główny system; serwer/streamer fidata HFAS-S10U, przetwornik Lampizator Pacific, przedwzmacniacz Thöress DFP, w towarzystwie całej gamy pozostałych dodatków, z których korzystam każdego dnia. W telegraficznym skrócie, BeCube nie zawiodły. Mój główny konwerter c/a oraz preamp Reinharda Thöressa to urządzenia inherentnie szybkie, wręcz natychmiastowe, wyjątkowo wnikliwe oraz zdolne do kreowania zdumiewająco eufonicznych aktów na tle niczym nieskrępowanych, złożonych obrazów muzycznych. Ten zestaw cech naturalnie ładnie się zgrał z profilem BeCube. Wynikową połączenia był niemały krok w stronę dźwięku hi-res, na rzecz porzucenia ciepłoty i powiązanych z nią historii. Kwiecistość i krągłości zrobiły nieco miejsca dla wyrazistości. Kontury stały się sztywniejsze i lepiej zaznaczone. Tkanka na instrumentach i głosach skomplikowała się i zyskała na jakości. Niskotonowe uderzenia wcześniej nieco spokojne i markowane, przeistoczyły się w szybsze, mocniejsze i niespodziewane ataki. Nowo powstały profil zestawu był równie wyraźny, co spodziewany.
Obecność włoskich końcówek w systemach podobnych do mojego, nawet mocno zredukowanego, to scenariusz z gatunku mało prawdopodobnych. Klienci tych mikrusów nie zabrną aż tak daleko, no bo i po co. Niemniej, zdolność rzeczonych kostek do przykręcenia charakteru własnego na rzecz sporo droższych urządzeń sąsiadujących, to był spory plus. Kosztowne kable głośnikowe, synergiczne podłogówki oraz wysokiej jakości zasilanie z pewnością pomogły tym monoblokom, ale to sprawa oczywista i pomijalna. Moje mało realistyczne śledztwo było w toku głównie w celu przekonania się o tym, jak daleko BeCube mogły zabrnąć bez irytującego odczucia dławienia jakości mojej głównej platformy. Najważniejsze jest to, że poszło im świetnie, odnalazły się.

Podsumowanie

Na pierwszy rzut oka monobloki Audiodinamica BeCube proszą się o etykietkę zarezerwowaną dla udomowionych mainstreamowych dóbr, daleko poza spektrum zainteresowań fanów poważnego sprzętu audio. Wzornictwo i topologia włoskich kostek przeczą wszystkiemu, za czym podąża ta banda, tj. obudowami ledwo mieszczącymi się na stolikach, masą zdolną do złamania niejednego kręgosłupa oraz generowaniem ciepła wystarczającego do ogrzania się w czasie zimy. Niemniej, niepozorne sześciany pokazały, że pod względem powagi nadążają, choć za pomocą innych środków i za inne pieniądze, jak najbardziej rozsądne. To jest właśnie kluczowy zwrot akcji na dzisiaj.

Monobloki Audiodinamica BeCube są ładnie poskładane, lekkie, nieduże, przyjemnie chłodne nawet pod dużym obciążeniem, no i z miejsca gotowe do pracy. Ich elegancka prezencja plus rozbudowane możliwości jej personalizacji są gwarancją wizualnej kompatybilności z każdym salonem. Wyjąwszy kilka wyjątków, sprzedaż bezpośrednia wycina pośredników i ich marże z równania, co przekłada się na niczego sobie cennik i kilka punktów ekstra pod względem biznesowego sprytu. Jeżeli którykolwiek z wyszczególnionych atraktorów miał ukryte kruczki, ich obecności nie stwierdzono.

Monobloki Audiodinamica BeCube nie tylko udowodniły mi, że klasa D jest drogą do wysokiej mocy zamkniętej w niedrogiej i kompaktowej obudowie, ale także uporały się ze stereotypem tej topologii jako pozbawionej życia i zdolnej jedynie do napędzania wooferów. Włoskie sześciany pokazały się z nadspodziewanie żywej strony, choć godne pochwały zbalansowanie formy, ceny oraz jakości dźwięku, to ich największy atut. No i masz, da się. Czasem dobre rzeczy trafiają do nas odziane w małe, niepozorne i niedrogie pudełka, prawda? Do następnego!

Platforma testowa:

Cena produktu w Polsce:

  • Audiodinamica BeCube (standardowa kolorystyka): 10790 zł/para
  • Audiodinamica BeCube (kolorystyka spersonalizowana): 11290 zł/para

 

Dystrybucja: Szymański Audio